Towarzystwo Naukowe w Rzeszowie wydało mi broszurkę na temat zastosowania koncepcji ogólnych i szczegółowych nauk administracyjnych w kształceniu urzędników. miałem wykład, w rzeszowskim ratuszu, zorganizowany uroczyście i oficjalnie, i ta broszurka była rozdawana uczestnikom spotkania.
była to przy okazji prezentacja mojej książki Ogólne i szczegółowe nauki administracyjne.
piątek, 30 października 2009
wtorek, 6 października 2009
prod
rozsypane gromady pikseli, układające się w bryły, płaszczyzny i litery składają się na album "prod" Andy'ego Martricha, który właśnie otrzymałem, z dedykacją i z oznaczeniem egzemplarza 45/51 (jeszcze tylko kilka sztuk zostało do wyczerpania nakładu).
zaczyna się od czerni. dużej ilości czerni. po spojrzeniu dłuższym jednak dostrzega się litery. próbuję czytać "Gevia", "namore"... litery nakładają się na siebie, jakby były drukowane kilka razy na tej samej kartce. całość przypomina też serię wydruków z zawirusowanego komputera albo grafikę stworzoną poprzez skanowanie szarych rysunków i napisów w ustawieniu tekstowym - na czerń i biel.
mamy tu solidną porcję poezji wizualnej. obóz koncentracyjny, kosmos, gra komputerowa, noc - skojarzeń wywoływanych kolejnymi stronami przychodzi mnóstwo. potem piksele zwiększają się i mamy koncert plastyki binarnej, serie czarnych i białych kwadracików, które jednak z pewnej odległości zaczynają przypominać twarze albo miejskie krajobrazy.
symetria, asymetria. kierunek z góry w dół i ciągi linii tekstu, który jednak bardziej się ogląda, niż czyta.
a potem robi się jaśniej, coraz jaśniej.
gdzieś na dole profile prostokątów układają się w szereg budynków, a ponad nimi unoszą się dymy. poezja, czujemy właśnie to, co czuliśmy czytając Romantyków.
po chwili zmiana - ciemność, tylko jakieś paintowe kształty, niby znaki nieskończoności albo dwie litery g, potem ósemka - czy to jednak człowiek? ale to było tylko przygotowanie. kolejne strony przynoszą szarość, serie wykresów, jakby drzewa ewolucji, wiersze (tekstów coraz więcej, nawet można by to deklamować), i te same wykresy w powiększeniu, z wydrapanymi słowami, jakby przekleństwami zawierającymi jednak nutę grzeczności. potem znowu czerń, tańczące plamy szarości, kształty dłoni, a nawet sylwetki ludzi z uniesionymi ramionami - jeden w geście radosnym, drugi przywiązany łańcuchem. grafika coraz bardziej urozmaicona, wiele różnych elementów tła i pierwszego planu, po czym nagle ciemność. książeczka się kończy, jest jeszcze tylko kilka białych stron.
kilka stron z albumu:
http://the-otolith.blogspot.com
blog Andy'ego Martricha:
http://otherinternents.blogspot.com
czasopismo mid)rib:
http://www.midribpoetry.com
zaczyna się od czerni. dużej ilości czerni. po spojrzeniu dłuższym jednak dostrzega się litery. próbuję czytać "Gevia", "namore"... litery nakładają się na siebie, jakby były drukowane kilka razy na tej samej kartce. całość przypomina też serię wydruków z zawirusowanego komputera albo grafikę stworzoną poprzez skanowanie szarych rysunków i napisów w ustawieniu tekstowym - na czerń i biel.
mamy tu solidną porcję poezji wizualnej. obóz koncentracyjny, kosmos, gra komputerowa, noc - skojarzeń wywoływanych kolejnymi stronami przychodzi mnóstwo. potem piksele zwiększają się i mamy koncert plastyki binarnej, serie czarnych i białych kwadracików, które jednak z pewnej odległości zaczynają przypominać twarze albo miejskie krajobrazy.
symetria, asymetria. kierunek z góry w dół i ciągi linii tekstu, który jednak bardziej się ogląda, niż czyta.
a potem robi się jaśniej, coraz jaśniej.
gdzieś na dole profile prostokątów układają się w szereg budynków, a ponad nimi unoszą się dymy. poezja, czujemy właśnie to, co czuliśmy czytając Romantyków.
po chwili zmiana - ciemność, tylko jakieś paintowe kształty, niby znaki nieskończoności albo dwie litery g, potem ósemka - czy to jednak człowiek? ale to było tylko przygotowanie. kolejne strony przynoszą szarość, serie wykresów, jakby drzewa ewolucji, wiersze (tekstów coraz więcej, nawet można by to deklamować), i te same wykresy w powiększeniu, z wydrapanymi słowami, jakby przekleństwami zawierającymi jednak nutę grzeczności. potem znowu czerń, tańczące plamy szarości, kształty dłoni, a nawet sylwetki ludzi z uniesionymi ramionami - jeden w geście radosnym, drugi przywiązany łańcuchem. grafika coraz bardziej urozmaicona, wiele różnych elementów tła i pierwszego planu, po czym nagle ciemność. książeczka się kończy, jest jeszcze tylko kilka białych stron.
kilka stron z albumu:
http://the-otolith.blogspot.com
blog Andy'ego Martricha:
http://otherinternents.blogspot.com
czasopismo mid)rib:
http://www.midribpoetry.com
Subskrybuj:
Posty (Atom)