piątek, 31 stycznia 2020

Wywiad z Cheryl Penn


- Krąży opinia, że twój charakter pisma jest naprawdę trudny do odczytania. Kiedy zaczyna się i kończy pisanie bezznaczeniowe?

Dzięki za tę okazję do wyrażenia moich myśli słowami - to dobre ćwiczenie. Na początku tylko dodam, że chociaż mam wykształcenie akademickie, to większość mojej pracy wykonuję poza tymi parametrami wyuczonej wiedzy. Rozumiem przez to, że MOGĄ istnieć teoretyczne odniesienia/wytyczne, ale moja praca i przemyślenia są w większości intuicyjne. Ale ponieważ jeszcze nie odnosiłam się formalnie do wielu zadawanych przez ciebie pytań, to moje poglądy mogą się szybko zmienić
J!

Jak wszyscy wiemy, badania nad pojęciem „asemic writing” wskazują, że istnieje bardzo niewiele różnic jeśli chodzi o definicję. Jest ono ogólnie postrzegane jako pisanie bez słów, o otwartej treści semantyczną lub bez niej. Oznacza to, że może być częścią fazy przedpiśmiennej - chociaż często jest przenoszone do fazy postpiśmiennej. Przedpiśmienność jest tracona na rzecz czytelności. Odrzucenie czytelności to prawie powrót do abstrakcji, widać to na przykładzie wielu bardzo zdolnych artystów - myślę, że Picasso zaczął odrzucać realizm, aby znaleźć esencję. Można odtworzyć rzeczywistość - ale co potem? Można pisać, ale co potem? A jak artysta językowy używa pisma jako materiału? Nie może to polegać na umieszczaniu na płótnie słów czy fraz – to by było sentymentalne lub oczywiste (chociaż nie jestem takim działaniom przeciwna, jeśli będą w odpowiednim kontekście); dlatego pismo staje się abstrakcyjne. Twórcze poszukiwania w PISANIU moim zdaniem w sposób naturalny prowadzą do abstrakcji. Powiem też - duża część tego, co widzimy, nie opiera się na filozofii czy na jakimś pomyśle, okazuje się po prostu dekoracyjna – ale znowu, nie mam z tym problemu, że jakieś dzieło nie ma głębi, tylko że ten brak jest przyczyną wielu zarzutów wobec asemic writing. Więc może okres przed zdobyciem umiejętności czytania to właśnie początek pisania bezznaczeniowego? A koniec… jeszcze tam nie dotarliśmy! Być może dotrzemy do minimalistach dzieł, takimi jak Korean (1962 i 1963) Jo Baera.

W szkole podstawowej wszyscy uczą się pisać w jednolity sposób, ale o dziwo ta forma rysowania ma swoje własne życie. Wkrótce każdy uczeń ma własną interpretację alfabetu, i jako dorośli w wielu przypadkach wracamy do formy bazgrołów. Czy to potwierdziłoby pogląd, że asemic writing zdarza się w wielu przypadkach, zanim jeszcze nauczy się pisać w sposób czytelny?

Chodzi mi o to, że esencją pisania bezznaczeniowego jest intuicyjność jak u dziecka, swoista ekspresja abstrakcyjna czynności obserwowanej przez dzieci u dorosłych. Ponieważ dziecięce umiejętności werbalne mogą być nadal w dużej mierze nieuformowane, gdy te zabawy się zaczynają, można wywnioskować, że intencją dziecka jest komunikowanie się, ale w bardzo osobisty, własny sposób. Dziecięce bazgroły mogą nawet nie przypominać liter lub słów, a ponieważ dzieci uczą się najpierw mówić, a potem pisać, to dziecko skupia się najpierw na całości (na liniach), a nie na pojedynczych jednostkach (literach). Nauka pisania, jak wszyscy pamiętamy, jest długim i złożonym procesem, określonym niebieskimi liniami w zeszycie i szczególnymi wymaganiami dotyczącymi wielkości. Pamiętam jak walczyłam aby się dostosować, ale nawet teraz widok niebieskich lub zielonych granic, w które musiałabym wtłaczać moje niesforne litery, staje się powodem do niepokoju.

Dzieci stosują również podejście wielozmysłowe. Nazywam to „strefą”. Widzę to, gdy uczniowie pracują nad dziełem, i są tym całkowicie pochłonięte - doskonalą się, gdy angażuje się więcej zmysłów, i stają się jednym z tym, co robią: koncentracja jest wyostrzona, gdy osiągany jest stan zbliżony do transu. Pisanie bezznaczeniowe działa na mnie w ten sam sposób. Moje pisanie JEST trudne do odczytania - i jest to celowe J - miałam WIELE do powiedzenia na temat wielu rzeczy, ale są to rzeczy tajne - rzeczy, które trzeba napisać, ale nie należy ich czytać. Po prostu dostosowuję czytelność mojego pisania, aby było - lub nie - zrozumiałe, w zależności od publiczności. Moje pisanie jest więc płynną przestrzenią, zależną od odbiorcy.

Ważna dla mnie rzecz: wiele osób twierdzi, że asemic writing - ponieważ nie ma zawartości semantycznej - nie ma treści. Ośmielam się z tym nie zgadzać ze względu na własną twórczość. To jest oczywiście miejsce, twierdzenia i poglądy zaczynają się ścierać w debatach i sporach. Czym jest asemic writing? Jak opisuje je jednostka, w odróżnieniu od przeważającej opinii? Czy to jest asemic writing tylko wtedy, gdy nie ma znaczenia? Czy pustka znaczeniowa, na którą nastawione ma być asemic writing nakazuje uznać to co ja tworzę za coś innego od asemic writing nawet jeśli nie da się tego odczytać? Czy pisanie bezznaczeniowe to tylko rozszerzenie poezji wizualnej? Czy ze względu na to, że piszę z nieczytelnymi intencjami, ale jednak z intencjami, to nie zostawiam miejsca dla widza? Oczywiście, że nie! Wiem, że tworzę dwa rodzaje pisania bezznaczeniowego - glify bezznaczeniowe, które są pełne konceptualnego znaczenia (zdecydowanie umieszczam tam znaczenie, ale czy zechce odnaleźć je czytelnik, to już nie mi decydować) i nieczytelny, ale wypełniony znaczeniem skrypt . Przykładem bezznaczeniowych glifów byłby alfabet Bhubezi.

- Ponad dwieście osób wysłało swoje prace na organizowaną przez Ciebie wystawę „Mail art czyni świat miastem”. Jak to zrobiłaś?

W 2010 roku dołączyłem do IUOMA - International Union of Mail Artists (Ruud Janssen, Holandia). Ten ruch okazał się kluczem do około 3 lat intensywnego osobistego rozwoju artystycznego i do międzynarodowego oddziaływania. Mail art w Południowej Afryce nie jest wcale powszechną praktyką - jest bardzo czasochłonny, wymagający (jeśli chcesz coś zdziałać), i jeśli przestrzegasz niewypowiedzianej zasady - odwdzięczasz się przesyłką, jeśli dostaniesz przesyłkę. Jeśli ktoś jest hojny w środowisku, to otrzymuje wiele z powrotem. W ciągu dwóch lat miałem ogromną liczbę korespondentów i byłam dumną właścicielką całych PUDEŁ Mail artu – oglądanego tylko przeze mnie... Przyciągnęłam kilkoro południowoafrykańskich artystów do aktywności w tej dziedzinie, ale niestety nie mam kontaktu z nikim w Południowej Afryce, kto nadal byłby aktywny.


W każdym razie postanowiłam podzielić się swoimi wspaniałymi zbiorami w formie wystawy. Dzięki tej wystawie powstała książka (o ile wiem, jedyny tego typu katalog w Afryce Południowej), „Mail art zmienia świat w miasto” - fraza zapożyczona z Kodeksu Nowogrodzkiego.

http://www.historyofinformation.com/detail.php?entryid=3909.

Osiemnasta odsłona tej publikacji zostanie wkrótce skompletowana. Zatrzymam się na dwudziestu edycjach, ponieważ wydaje się, że to dobra liczba, a opłaty pocztowe stały się wygórowane. Niektóre części świata również pobierają opłaty za odbiór pocztowy, a niektóre przesyłki są zwracane - na przykład Argentyna pod tym względem robi trudności. Seria tych katalogów dała bardzo ciekawe efekty, a niektórzy artyści, tacy jak TICTAC (Niemcy), brali udział od samego początku. TICTAC i ja nadal utrzymujemy bardzo ścisłą komunikację artystyczną, jestem zachwycona jej twórczością.

Kolejnym odgałęzieniem projektu była Nowa Biblioteka Aleksandryjska. Mam jedną z największych kolekcji książek artystycznych w Południowej Afryce. Myślę, że jest ich ponad tysiąc.
http://www.cherylpenn.com/Mail_Art_Makes_The_World_a_Town___Catalogue_by_Cheryl_Penn_(South_Africa).pdf

- Co jest kluczem do dobrej komunikacji w sztuce eksperymentalnej?

Komunikacja poprzez udaną, eksperymentalną sztukę (używam tego terminu nie w jego ścisłym znaczeniu, czyli mam tu na myśli poszukiwanie nowych pomysłów w celu rozszerzenia granic „sztuki”) polega na zdolności odpowiedniego wyrażenia bardzo osobistej sfery podświadomości . Myślę, że kluczem do sukcesu może być znalezienie sposobu na wyrażanie siebie, jednak bez szokowania widza. Dzieło powinno być solidne od strony technicznej – krytycznie patrzę na próby przedstawiania źle wykonanych dzieł jako „eksperymentalnych”.  Takie eksperymenty należy zachować dla siebie, a nie udostępniać ich publicznie. Podobnie nie częstuje się gości na przyjęciu nieudaną pieczenią – chociaż można poprosić o spróbowanie jakąś zaufaną osobę. Eksperyment można upubliczniać, jeśli jest udany. Swoją drogą, pojęcie eksperymentalności można również zdefiniować jako materializację pomysłów, czy też jako zdolność dzielenia się myślą, przechodzenia od ich wizji idealnej do rzeczywistości. Wynik myśli musi być dostępny - jeśli taka jest intencja. Jak powiedziałem, czasami chcę pozostawić sferę niejednoznacznością, ale komunikuję się z publicznością szanując ją – mam nadzieję, że ludzie oglądający moje dzieła COŚ na tym zyskują. Bardzo ważne jest, aby sztuka eksperymentalna, która odniosła sukces, miała silne podstawy koncepcyjne czy też filozoficzne. Zdaję sobie sprawę, że może to obrażać wielu, ale twórczość bez podstaw i bez powodu nie jest w moim guście.

- Czy możesz nam powiedzieć coś o swoim największym indywidualnym projekcie artystycznym?

Miałam wystawy indywidualne, ale z zasady współpracuję - zdecydowanie wolę brzmienie ogromnego chóru niż śpiew solo - bez względu na to, jak piękny. W pracy opartej na współpracy tkwi siła i wspólnota. Tak więc moja „samotność” często polega na byciu pomysłodawczynią, wykonawczynią, kolekcjonerką i kuratorką wspólnego projektu. Na przykład moją największą pracą (wciąż trwającą) jest Encyklopedia Wszystkiego. To zbiór prawie 600 niewielkich książek, które dotyczą WSZYSTKIEGO.

W ramach tego projektu wymieniałam się książkami artystycznymi, zebrałam WIELE KSIĄŻEK! Wracając do poprzedniego pytania, czyli jak skutecznie komunikować się poprzez sztukę eksperymentalną - książki są dla mnie idealnym medium dla sztuki eksperymentalnej – a najlepiej do artystycznych celów nadaje się forma vade mecum. Nie wszystkie pomysły są dobre, ale powinny dostać szansę. Realizacja pomysłów pozwala na rozwój i ułatwia tworzenie kolejnych, lepszych dzieł. Często twórczość wymaga swoistej dziwności czy też wejścia na obce, nieznane obszary, nieobecne jeszcze w pierwotnej wersji pomysłu.

A swoją drogą, kiedy przysłałeś mi listę pytań, postanowiłam zorganizować wystawę solo moich prac. Odbyła się ona w galerii Eye4Art, w punkcie o nazwie D.V., otwarcie było 31 sierpnia 2019, wystawa była WIELKIM sukcesem, z czego się cieszę. Na wystawie były pokazane obrazy z piętnastoma warstwami farby. Tak, mam ADHD!

Przypomniałam sobie, że od kilku lat tworzę kolejny bardzo duży projekt, Pomyśl o tym, mam kolejny bardzo duży projekt, który ma kilka lat. Jest to „Autentyczna masakra niewinnego obrazu(The Authentic Massacre of the Innocent Image). Maluję obrazy - niektóre mają ponad trzy metry długości - i kroję je. Zrobię „przedstawienie” - nie jestem pewna, czy podoba mi się to słowo – pod tytułem „Świętokradztwo Van Gogha” w dniu, w którym potnę na 24 kawałki bardzo pracochłonnie namalowaną kopię Gwiaździstej Nocy. Pokroiłam już 105 obrazów! Moje prace wiszą w różnych miejscach na całym świecie, a sporo z nich służy jako okładki do ręcznie robionych książek. Wyliczyłam, że to prawie 200 metrów kwadratowych malarstwa.

Innym zbiorem książek, o którym wspominałem wcześniej, jest Nowa Biblioteka Aleksandryjska. To także jest kolekcja książek o artystach - głównie unikatowych lub wydanych w limitowanym nakładzie. Książki te zdobyłam przez wymianę z artystami z całego świata. Mam dosłownie setki książek do udokumentowania - myślę, że zajmie mi to całe życie. Kiedy znajdę chwilkę, zrobię przynajmniej katalog co najmniej sześćdziesięciu z nich.
http://newalexandrianlibrary.blogspot.com

- Oglądałem na kanale Al Jazeera raport o strajku studenckim #FeesMustFall w Południowej Afryce. Co sądzisz o płaceniu za studia?

Szczerze mówiąc pracę na uniwersytecie porzuciłam właśnie z powodu polityki - wewnętrznej i studenckiej! Myślę, że studiowanie jest przywilejem, który ma swoją cenę, ponieważ ma wartość, ale myślę, że na tym stwierdzeniu poprzestanę. Nie „uprawiam” polityki, chociaż „uprawiam” religię. Tęsknię za dniami konstruktywnej i pełnej szacunku debaty, zanim wszystko się upolityczniło.

- Prowadzisz wiele kursów: poezji wizualnej, pisania bezznaczeniowego - czy Twoje nauczanie jest formą promocji sztuki eksperymentalnej?

Zdecydowanie, ale co więcej, myślę, że jest to brama do intuicyjnej wolności twórczej. Co prawda dzieło jest ważne, ale dla mnie to proces twórczy otwiera wiele drzwi do intuicyjnego myślenia. Zapylenie krzyżowe dyscyplin tworzy nowe wzorce myślenia i umożliwia przechodzenie od konkretu do abstrakcji i z powrotem. Tematem moich kursów jest pisanie – myślałam nad nauczaniem portretów czy krajobrazów, ale każdy może pisać - i mieć osobistą formę pisma odręcznego, stworzoną z własnego działania mózg-oko-ręka. Pozwól, że zilustruję to za pomocą notatek podsumowujących część pierwszą kursu:


Na zajęciach wprowadzającej widzieliśmy, że portrety oddziałują na wielu poziomach, za pomocą różnych technik. Chociaż tworzymy sztukę, wykorzystujemy krajobraz języka do eksploracji obrazu wizualnego. Używamy słów - ich wyglądu i dotyku - ich mocy, aby nadać sztuce najwyższą jakość. Dokładnie omówiliśmy przestrzeń graniczną, jej funkcję, sposób działania, i to, jakie niespokojne, ale ekscytujące podróże otwierają się dla nas w tej przestrzeni. Warto pamiętać, że każda poszukująca osoba ma w swoim życiu ograniczone przestrzenie. Te przestrzenie (odległość między tym, co wiemy, a czego nie wiemy, lub nietknięty obszar między tym, gdzie jesteśmy, a tym, gdzie chcemy być) istnieją w życiu każdego: sztuczka polega na udzieleniu im głosu. Gdy tylko uznamy, że „nie wiem”, rozpoczynamy podróż w kierunku „wiedzieć”.

Rozmawialiśmy o obfitej metaforze ziarna, o tym, że jest to obietnica życia, ograniczona przestrzeń, w której dzięki odpowiednim traktowaniu dzieje się coś cudownego.

Kursy mają bardzo eksperymentalny charakter, a niektórzy ludzie nie zgadzają się z moimi metodami (obejmującymi techniki terapii narracyjnej) niezupełnie pojmując ich eksperymentalny charakter – ale w końcu wiedzą o co chodzi! Wiele osób dzięki tym zajęciom bardzo się rozwinęło artystycznie - co jest dla mnie wspaniałe. Za każdym razem, gdy prowadzę zajęcia, jednocześnie się na nich uczę - jestem nauczycielką i uczestniczką, więc jestem tak samo zaangażowana w działania, jak wszyscy inni. Nawet w tę sobotę jedna pani zajmująca się zawodowo architekturą napisała do mnie, że dwa lata po udziale w moim kursie, nadal rozpakowuje to, czego się uczyła w czasie tamtej swoistej podróży.

- Jak hobbysta może być świetnym artystą?

Osiągając biegłość w rzemiośle i poszerzając własne granice tego, co stanowi „zwykłe”.


- Kiedy miałem krótkie wystąpienie w naszej bibliotece, powiedziałem, że trochę boję się powiedzieć o tym, co robisz z książkami. Mam na myśli przetwarzanie książek. Jak ludzie reagują na tego rodzaju działania?

Uśmiecham się czytając to
J. Mój przyjaciel był właścicielem zakładu recyklingu papieru. Przeszłam się po tym miejscu, i się serio przestraszyłam. Były tam GÓRY –  nie przesadzam – książek, u podnóża których siedzieli ludzie, i odrywali okładki. Natychmiast uratowałam kilka, chociaż i tak niewiele, bo musiałam je potem przewieźć samolotem. To są właśnie te książki, które przetwarzam. Były to „książki uratowane”. Nie pozwolono mi nawet ich mieć, więc odrodziły się w jako coś innego. Myślę, że to szczęście móc wziąć odrzuconą książkę i przetworzyć ją w dzieło sztuki.


- Pojęcie „vispro” rozumiem jako prozę wizualną, czyli prozę, na którą należy patrzeć, a nie ją czytać. Jak chciałbyś to rozwijać? Czy uważasz, że ta dziedzina zdobędzie szerokie uznanie? I czy myślisz, że mógłbym wykorzystać elementy prozy wizualnej w moich neopoemiksach?

Ukułam termin „vispro”, ponieważ nie byłam usatysfakcjonowana tym, że moje dzieła zalicza się do kategorii poezji wizualnej, jako „vispo”. W sumie nie wiem dlaczego połowa dzieł określanych jako poezja wizualna zaliczana jest do tej kategorii. Wiele dzieł bardziej przypomina prozę, której towarzyszy jakiś obraz – stąd powstało to nowe pojęcie. Nie wiem, czy ten termin i ta kategoria zdobędzie powszechnie uznanie, pewnie powinnam była bardziej się do tego przygotować, ale pewnego poranka po prostu poczułam się bardzo pewnie, jeśli chodzi o wyodrębnienie tej kategorii. Czasami, jak już pisałam, dobrze jest po prostu dać głos pomysłowi i pokazać ten pomysł osobom, które mogą się zainteresować, a potem zobaczyć dokąd to zmierza. Żałuję, że nie miałam więcej czasu na zgłębienie teorii dotyczącej tego mojego pomysłu - ale aktywnie codziennie tworzę prozę wizualną, teoria chyba będzie musiała poczekać - zbyt wiele jest do zrobienia! Neopoemiks, który eksploruje terytorium poezji wizualnej i komiksów eksperymentalnych (jak ja to rozumiem) już wydaje się korzystać z pewnych form prozatorskich. Zapylanie krzyżowe pomysłów, dzielenie się i współpraca mogą tylko poprawić własne zrozumienie. Pomysły, jeśli są odpowiednio karmione, są jak czyste rzeki wpadające do nieskończonego turkusowego morza, które nigdy nie będzie pełne, ze względu na parowanie, tworzące chmury, które znowu skraplają się, zasilając ten cykl.

Mędrzec powiedział, że „nie ma nic nowego pod słońcem” i myślę, że to w pełni prawda. Uczę także historii języka i pisania na prowadzonym przeze mnie kursie - zrozumienie historii czegokolwiek pozwala nam uchwycić kontekst, bez względu na to, jak daleko zaszliśmy od źródła. Myślę, że to ważna rzecz - NIE oddalać się zbytnio od źródła. Źródłem jest nasz indywidualny silnik kreatywności, i to naszym obowiązkiem jest utrzymanie go w niezanieczyszczonym stanie. Rozumiem przez to zachowanie integralności powołania twórczego. Myślę, że proza wizualna powstała i się rozwija bez względu na to, jak ją określamy. Powiedziałam na wstępie, że w swojej twórczości nie jestem przywiązana do teorii, chociaż znam jej wiele. Można to uznać za sprzeczność, ale potrzeba wiele pracy, aby sformalizować elementy / kategorie prozy wizualnej, żeby ta kategoria się przyjęła i przetrwała. Wiem, że istnieje przekonanie, że twórczości nie należy ograniczać kategoriami, i że ludzie się obrażają kiedy ich dzieła się szufladkuje, ale myślę, że takie rzeczy zwiększają naszą wiedzę – dzięki temu istnieje coś, czemu można się przeciwstawić.


- Napisałaś kiedyś o stworzeniu mitologii. Czy możesz coś o tym powiedzieć?

Przywołałeś kolejne moje ulubione, zaniedbane dzieło! Dzięki temu odkurzyłam je i pokazałam na wystawie. Mitologia Bhubezi (Bhubesi to „lew” w języku Zulu) to historia kobiet, które podtrzymują świat.

Zobacz: https://bhubezi.blogspot.com

Zasadniczo jest to historia 10 kobiet (początkowo było ich 8), które w ten czy inny sposób zostały wymazane z historii, i opowiada PRAWDZIWĄ historię tych tajemniczych kobiet. Są to: Mona Lisa, Hatszepsut, Pandora, Magenta, Lyrech (to ja - moje imię zostało napisane tu od końca) - wraz ze swoim asystentem Pehemeferem Egipcjaninem, Hypatia (z Biblioteki Aleksandryjskiej), cesarzowa Zhangsun, Szecherezada (od 1001 Nocy), Kyniska (Spartanka, która wtargnęła na igrzyska olimpijskie i wygrała złoto w pierwszym wyścigu rydwanów) i Podróżniczka. Istnieje paru różnych opiekunów tych kobiet, w tym Flaneur Światowy, Pilot, Usypiający Śpiewem, Tokoloshi, Czerwona Żyrafa, Lammasseu – i chyba tylu przychodzi mi do głowy. Mitologia dotyczy ich PRAWDZIWYCH źródeł - na przykład jeśli chodzi o Pandorę. Odrzuciła zaloty ważnego mieszczanina, więc oskarżył ją i obwinił o całe zło na świecie. A w rzeczywistości to ona dała nam niebieskie motyle i Charlstona.

Oto artykuł z wydanego w limitowanej edycji katalogu Letters to Spring:

Mitologia Bhubezi rozpoczyna się od odkrycia wyjątkowej książki zatytułowanej The Chronicles of Lyrehc, znalezionej zupełnie przypadkowo w 2008 r. Przez badacza w nieużywanym repozytorium bibliotecznym w ratuszu w Durbanie. Poniżej znajduje się historia odczytana przez badaczki, która chce pozostać anonimowa. Z jej notatek odczytano:

„Plemię Bhubezi, rasa kobiet-wojowniczek, jest tu o wiele dłużej niż my, a kiedy trzeba, działając również wśród nas, ale na ogół zamieszkuje inny olam”. Wyemigrowały z centrum ziemi do Durbanu (Nabrud), gdzie na terenie ratusza zbudowały maszynę transportową, za pomocą której mogłyby odbywać podróże międzygalaktyczne.

Architekci kolonialni zaprojektowali i zbudowali ratusz w Durbanie, klasyczną neobarokową budowlę właśnie w tym miejscu na początku XX wieku. Po zbudowaniu solidnej struktury ratusza maszyna transportowa stawała się coraz trudniejsza w użyciu. Wynikało to częściowo z rozległej subatomowej dekonstrukcji cząsteczek ciała potrzebnej do ominięcia monolitycznego gmachu. W końcu mogła to zrobić tylko jedna kobieta - Transporterka.

Ale wszystko, co zaginęło z biegiem czasu. Wygląda na to, że w wyniku kilku prób użycia maszyny do naprawy Filarów Świata, Magenta i Sienna zaginęły Pomiędzy. Ich próby naprawienia Mostu w przepaści wymagają pewnych KLUCZY. Od tego czasu inni bawili się i cała lista ludzi - spośród których niektórzy są wam znani, a inni nie - przystąpiła do bitwy o ocalenie Mostów Pomiędzy. Istnieją tylko dwie zachowane książki dotyczące tej mitologii, tom I (The Chronicles of Lyrehc) i tom 2, które są pokazane na wystawie. Ktokolwiek wybierze tę książkę, a raczej ten, kogo ona wybierze, zostanie uwikłany w mitologię, podróżując z Podróżnikiem i śniąc na jawie z Czerwoną Żyrafą.

Historia powinna zostać napisana od nowa, ale wygodniej jest pozostawić ją bez zmian. W ten sposób kobiety, które podtrzymują świat, pozostają niezauważone, utrzymując społeczeństwo w nieprzyjaznym świecie; utrzymują razem rodzinę, podczas gdy ŻYCIE próbuje oderwać całą dobroć z kruchych (bardziej kruchych, niż można by sądzić) ludzkich struktur. A już i tak mamy tylko słabe pojęcie o dawnych wydarzeniach. Zdziwiłbyś się jacy ludzie są częścią tej historii: Leonardo da Vinci, Mona Lisa, Pandora, van Gogh, Hatszepsut. Hatrzepsut była ciekawą postacią - pozwól mi podać kilka szczegółów dotyczących tej egipskiej władczyni.

Uważa się, że Hatszepsut panowała przez dwadzieścia dwa lata - ale oczywiście wiemy, że tak nie było (opisałam to w Kronikach Lyrehc). W DOKŁADNIE 1510 p.n.e. Hatszepsut miała wizję utraty Mostów Pomiędzy. Wraz z wielką architektką Ineni postanowiła budować konstrukcje, w których mieściłyby się materiały potrzebne do naprawy mostów. Budynki i ich ważna zawartość musiałyby trwać (według czasu ludzkiego) aż do pojawienia się Czerwonej Żyrafy i Podróżnika - i wydaje się, że tak się stało - (jak opisałam w ramach Autentycznej masakry niewinnego obrazu, obrazy nr 65, 66 i 67). Ale żeby nie przytłoczyć cię na tym etapie, przerwę tę opowieść tutaj - przecież znajdzie się kolejny portret królowej Bhubezi i kronika będzie kontynuowana. A co do Igły Hatszepsut - to zupełnie inna historia!

A jeśli chodzi o wystawę, to wciągnęłam w nią Vincenta van Gogha i jego młodszego brata - PRAWDZIWA Gwiaździsta noc musiała trafić w ręce jak największej liczby osób. Mówię o przedstawieniu „Świętokradztwo Van Gogha”. Jestem pewna, że czytałeś o burzliwych relacjach Vincenta z jego bratem Theo. Ale czy jesteś jednym z niewielu, którzy wiedzą, że był trzeci brat Van Gogh, Cornelius, który wychował się w Holandii, ale pracował, ożenił się i zmarł w Południowej Afryce? Jeśli o tym nie wiedziałeś, to nie wiedziałeś też, że Theo wysłał obraz Gwiaździsta noc Corneliusowi w 1890 roku, tuż przed jego bardzo podejrzaną śmiercią. Obraz został wysłany po to, aby Cornelius był oficjalnym opiekunem tej pracy, niezbędnej do naprawy Mostów pomiędzy. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego Vincent Van Gogh malował w taki sposób? Mógł WIDZIEĆ portale do Pomiędzy.

Wracając do Corneliusa - w 1889 roku, w wieku 22 lat, przybył do Południowej Afryki, pracując jako inżynier, najpierw dla Cornucopia Gold Company w Germiston, a następnie dla Nederlandsche Zuid-Afrikaansche Spoorweg-Maatschappij w Pretorii. Oficjalna wersja mówi, że zmarł podczas wojen burskich, ale tak naprawdę był przetrzymywany jako więzień przez Maurów - Derwiszy do końca II wojny światowej. Umarł, nigdy nie ujawniając kryjówki Gwiaździstej nocy. Nie mogę zdradzić, w jaki sposób weszłam w posiadanie tego dzieła, ale mam je pod opieką, jak widać. Mam też list, napisany do mnie przez Corneliusa Van Gogha, który zawiera instrukcje dotyczące losów tego legendarnego obrazu.


Interview with Cheryl Penn


- I've read that your handwriting is really difficult to read. When does asemic writing begin and end?

Thanks for this opportunity to put my thoughts into words Piotr - it's a good exercise. I just want to say from the outset that although I have an academic background, much of work is done outside these parameters of learned knowledge. By this I mean, there MAY be theoretical references/guidelines, but my work and thoughts are mostly intuitive. As I have not formally addressed quite a few of the questions you raise, my views may change rapidly J!

Asemic writing - (we all know this): Exploration of the term ‘asemic writing’, reveals that there are very few variations in definition. It is generally perceived to be wordless writing, with open, or no semantic content. This means that it may actually be part of a preliterate phase, although it is often relegated to a post-literate phase. Pre-literate is lost when obtaining legibility. It’s almost the return to abstraction when very able artists - I think of Picasso started to shed reality in order to find an essence. One can replicate reality - and then what? One can write, and then what? How does the language artist use writing as subject matter? It cannot appear as ‘words’/phrases on a canvas - it appears as sentimental or obvious (not that I am against either in the right context); therefore writing becomes abstracted. Creative investigation into WRITING I think will naturally abstract it. Let me say too - a lot of what we see is without concept or philosophy, it appears just decorative - again, no problem with that, but the work has no depth and I think this lack is what causes many arguments as to the validity of this art form. So perhaps that's the beginning of asemic writing - before the start of legibility? Its end…we haven’t got there yet! Perhaps we will end up with minimalist works like Korean (1962 and 1963) by Jo Baer.

Through primary school we are all taught to write in a uniform way, but strangely, this drawing form has a life of its own. It’s not long before each student has his or her own interpretation of the alphabet and as adults; it is not unusual for many to return to a scribble form. So that would confirm the notion that asemic writing happens in many instances before even learning to write legible script?

I would take this to mean that it’s essence is childlike and intuitive, an abstract expression of what children see adults do. As their verbal skills may still be largely unformed when this play begins to occur, one could infer that the child’s intention is to communicate, but in a very personal way - a self informed way. A child’s line of writing scribbles may not even resemble letters or words, and as they can speak before learning to write, they attend to wholeness first (the lines) rather than singular units (letters). Learning to write, as we all remember, is a lengthy and complex process, bound by blue lines and particular size requirements. How I battled to conform and even now, the sight of official, tiny blue or green blocks into which I have to squash my garrulous, unruly letters becomes a cause for alarm.

Children also employ a multisensory approach. I term this ‘the zone’. I see it when students are working on an art piece they are completely engrossed with - they hone in as more senses are engaged, and they become one with what they are doing: concentration is sharpened as a faintly trancelike state is achieved. Asemic writing works the same way for me. My writing IS difficult to read - and that was done on purpose J - I had a LOT to say about a great deal of things, but they are secret things - things which need to be written, but not read. So, I just adjust the legibility of my writing in order to be understood - or not - depends on the audience. My writing is then a fluid space, dependent on recipient.

An important point here for me: many have said that asemic writing, because it has no semantic content has no meaning. I beg to differ here in terms of my own practice. This is of course where the discussions, contentions and debate enter the fray. What is asemic writing? How does the individual describe it, as opposed to a collective definition? Is it only asemic when it has no meaning? Does the vacuum of meaning asemic writing is intended to address mean that because I write with meaning that it is therefore not asemic writing, even though it is illegible? Is asemic writing just an extension of visual poetry? Is it possible that because I write with illegible intention, but with intention none-the-less, I leave no space for the viewer? Of course not! I know I create two types of asemic writing - the asemic glyph which is loaded with conceptual meaning - (I definitely load it - if the reader cares to load it - or not is not mine to determine), and illegible but meaning-filled script. An example of asemic glyphs would be the Bhubezi Alphabet.

- Over two hundred people sent their mail art to the exhibition "Mail Art Makes the World a Town" organized by you. How did you do that?

In 2010 I joined IUOMA - International Union of Mail Artists (Ruud Janssen, Netherlands). This move proved key to about 3 years of intense personal artistic growth and international outreach. Mail Art in South Africa is not a common practise at all - it’s very time consuming, demanding (if you want to be on top of the game) and, if you follow an unspoken rule - you return artwork when you are sent artwork. If one is generous with the network, it is very generous back, and in two years I had a massive amount of correspondents and was the proud owner of BOXES of Mail Art - all of which was viewed with my eyes only…I brought some South African artists into the ring, but sadly, I am not in contact with anyone in South Africa who is still a part of this practice.

Anyway, I decided to share the wonderful gleanings in the form of an exhibition. Something which still remains today as a result of that exhibition (as far as I am aware the only one of its kind in South Africa), is the assembly book - Mail Art Makes the World a Town - I borrowed the phrase from the Novgorod Codex - see: http://www.historyofinformation.com/detail.php?entryid=3909

 # 18 of this publication is about to be assembled. I will stop at 20 as that appears to be a good number and postage has become prohibitive. Some parts of the world are also charging for postal collections and some items are returned - Argenita for example is proving difficult. The assembly book collection has given the most intruiging results and some artists such as TICTAC (Germany) have participated from the beginning.

She and I still maintain very close artistic communication as I am in complete admiration of her work.

Another offshoot has been The New Alexandrian Library. I have one of the biggest collections of Artists Books in South Africa. I think there are over 1000.

http://www.cherylpenn.com/Mail_Art_Makes_The_World_a_Town___Catalogue_by_Cheryl_Penn_(South_Africa).pdf

- What is the key to good communication in experimental art?

Communication through successful, experimental art (I use this term in its imprecise definition except to say it is the exploration of new ideas in order to extend the boundaries of ‘art’) lies in the ability to adequately express the very personal realm of the subconscious. That I think, may be a key to success: it should be conceived and presented in a personal way, without resorting to shock value. It should be technically sound - by this I mean: those who try to pass off badly made, ill-conceived works as ‘experimental’, should rather keep those experiments as part of a visual diary and not expose the work to the public until the ‘experiment’ is ‘successful’. One does not feed a bad baking experiment to the public - ones’ close companions may be subjected to a ‘taste and tell’, but not the public. I would define ‘experimental’ as the making of thoughts flesh. Being able to communicate thoughts, realizing them from the abstract to reality. The result of a thought must be accessible - if that is ones intention. As I said, sometimes I wish to remain ambiguous, but in saying that I am still communicating in a respectful way to an audience who I hope will gain SOMETHING from what they are viewing. Very importantly, successful experimental art should have a conceptual/philosophical underpinning. I realise that may offend many, but nothing for nothings sake is not to my taste.

- Can you tell us something about your biggest solo artistic project?

I have had solo exhibitions, but I am essentially a collaborator - I far prefer the sound of an enormous choir and the impact it makes to a piping solo - no matter how beautiful. There is a power and togetherness that lies in working collaboratively. So my ‘solo-ness’ often lies in being the conceiver, executor, collector and curator of a collaborative project. For example, my biggest work (still ongoing) is An Encyclopedia of Everything. This is a collection of nearly 600 small books which deal with EVERYTHING.

See: https://an-encyclopedia-of-everything.blogspot.com

I have swopped book for book through this body of work, so I have made A LOT OF BOOKS! This goes back to your previous question - how does one successfully communicate through experimental art? Books for me are the perfect medium for experimental art - and vade mecums are even better still. Not all ideas are good, but all ideas crave a voice. In giving an idea a platform, one leaves space for better things to emerge - creative strangeness which often are hidden behind an intial thought.

Having said that, on the day you sent this list of questions I had decided to have another solo SOLO exhibition. This will take place D.V. at Eye4Art Gallery, opening 31 August as an ‘event’.

P.S. - the exhibition was VERY successful - for which I am grateful. It involved paintings with 15 layers per work. Yes - I suffer from ADHD!

Come to think of it, I have another very large project which is a few years old - The Authentic Massacre of the Innocent Image. I do paintings - some upwards of 3 meters long and cut them up. I will do a ‘performance’ - I’m not sure if I like that word - called The Sacrilage of Van Gogh on that day where I cut a very laboriously produced copy of Starry Starry Night into 24 pieces. I have cut up 105 paintings! There are pieces of my work all over the world, and quite a few are used as book cover for handmade books. I worked out that's nearly 200 square meters of work.

Another collection of books as I mentioned earlier is The New Alexandrian Library. This too is a collection of artists books - mostly unique, or limited editions where I have swopped with artists all around the world. I have literally hundreds of books to document - I think it will take me a lifetime - sadly, but I will put out a catalogue of at least 60 of them when I get a minute.

http://newalexandrianlibrary.blogspot.com

- I've watched a report about #FeesMustFall student strike in South Africa on Al Jazeera. What do you think about paying for studies?

To be honest I left lecturing at University because of politics - internal and student! I think studying is a privilege which comes at a cost because it has a value, but I think I will leave my thoughts there. I don't ‘do’ politics, although I do ‘do’ religion. I miss the days of constructive and respectful debate, before everything became politicized.

- You teach lots of courses, visual poetry, asemic writing... Is your teaching a form of promotion of experimental art?

Very definitely, but more than that, I think it is a gateway to intuitive creative freedom. There is always a product, but for me, as a process based practitioner, process opens many doors to intuitive thinking. The cross-pollination of disciplines creates new thinking patterns and allows successful movement from the concrete to the abstract and back again. The subject matter of my courses is writing - it could have been portraiture/landscape, but everyone can write - and have a personal form of handwriting, created from their own brain-eye-hand action. The following will give you an idea - it comes from my summation notes on the first module:

In the introductory class we saw that portraits operate on many levels, using different techniques. Although we are creating art, we are using a landscape of language to explore the visual image.

We are using words - their look and feel - their power to give a palimpsest quality to artwork. We have discussed the liminal space in depth: what is its function?

How does it function? What anxious, but exciting journeys open up for us in this space? A good thing to remember is that every searching person has liminal spaces in their lives. These spaces (the distance between what we know and don’t know, or the unploughed tract between where we are, to where we wish to be) exist in everyone’s lives: the trick is to grant them a voice. As soon as we acknowledge ‘I don’t know’, we begin the journey ‘to know’. 

We discussed the abundant metaphor of the seed, the fact that it is the promise of life, a liminal space where, with the right treatment, something miraculous happens. 

The courses are very experimental in nature, and some people balk at my methodologies, (which includes narrative therapy techniques) not quite GETTING their experimental nature - until they DO get it! I have wonderful success stories - which is great to me. Every time I give I class I take it too - I am teacher and participant, so I am as much involved in the process as everyone else. In fact, on Saturday an architect wrote and said that two years later she is still unpacking what she learnt on this different sort of journey.

- How can a hobbyist be a great artist?

Yes - by becoming proficient in their craft and expanding their own boundaries of what constitutes ‘ordinary’.


- When I had a short lecture at our library, I said that I'm a little bit afraid to say what you do to books. I mean Altered Books. How do people react to this kind of activity?

That makes me smile J . I had a friend who owned a paper recycling plant. I went through a tour of the factory and got the fright of my life! There were MOUNTAINS - and I’m not exaggerating of books with people sitting at the foot of these mountains tearing them apart from the spine. I immediately rescued the few I could (I caught a plane home) and these are the books I alter. They were ‘rescue books’. I was not allowed to even have them - so they were reborn into something else. I think it is a gift to take a discarded book and reuse it/re-purpose it into a unique artwork.


- I understand your Vispro as visual prose, that is prose that should be looked at, and not read. How would you like the field to develop? Do you think it can be widely recognized? And do you think I could use elements of visual prose in my neopoemics?

I coined the term ‘vispro’ because I was not satisfied with my work being categorized as vispo - visual poetry. In fact, I’m uncertain what ½ of the work categorized as vispo has to do with poetry. It feels more like prose most of the time, accompanied by an image of some sort - hence the new phrase. I’m not sure if it will be widely recognized now - perhaps I should have done more homework, but I was feeling quite strongly about that particular segregation one strange morning. Sometimes, as I’ve written before, its good to just give voice to an idea and expose others who may be interested to it and see where it goes from there? I WISH I had more time to explore the idea further - and I do, everyday that I work, but the theory of it will have to wait - as you said - too much to do! Neopoemics, which explores the territory of visual poetry and experimental comics (as I understand it) already seems to use shortened prose formats. Cross pollination of ideas, sharing and collaborations can only enhance ones own perceptions if correctly fed - like many clean rivers running into an endless turquoise sea, which will never be full, for evaporation structures clouds which restructure water, and on the cycle goes.

The wise man said “there is no new thing under the sun” and I think that is absolutely true. I also teach the history of language and writing in the course I run - understanding the history of anything allows us to contextualise ourselves, not matter how far we have gone from the source. I think that's an important thing though - NOT to stray too far from the source. The source is our own private engine of creativity, which ultimately is our own responsibility not to ‘pollute’. By this I mean maintaining integrity to the creative calling. I think vispro has actually developed itself, without being coined as a phrase?

While stating at the outset that I am not bound in my work to theory, although I know a lot of it, so this appears contradictory, much work is needed to formalize the elements/catagories of vispo in order for it to survive it’s history I think. Again, I know there is a perception that everything is a ‘free-for-all’, and people get offended by parameters, but I think such things enhance knowledge as there is something to push against.


- You wrote once about creating a mythology. Can you tell us something about it?

You brought up another of my favorite, neglected solo artistic works! One which I have taken out, and dusted off for the upcoming exhibition - so thank you. The Bhubezi Mythology (Bhubesi is ‘lion’ in Zulu) is the story of the Women Who Hold Up the World.

See: https://bhubezi.blogspot.com/

Basically it is the story of 10 women (at first there were 8) who are taken from history in one or another way, and it tells the TRUE story of these mystery women: Mona Lisa, Hatshepsut, Pandora, Magenta, Lyrech (that's me - my name spelt backwards as the scribe) - with her assistant Pehemefer the Egyptian, Hypatia, (from the Alexandrian Library), Empress Zhangsun, Shahrazad (from 1001 Nights), Cynisca (a Spartan woman who broke into the male olympic games and won a gold in her first chariot race) and The Traveller. There are a varity of assorted guardians of these women including the Global Flaneur, Pilot, Singer to Sleep, Tokoloshi, The Red Giraffe, Lammasseu - and not too many others that I can think of. The mythology involves their REAL origins - for example Pandora. She did not like the advances of a prominent townsman, so he slated her and blamed her for all the evils in the world by saying she was the origin of evil. In reality, she was the one who gave us blue butterflies and the Charlston.

Here follows the article for the limited edition catalogue for Letters to Spring:

The Bhubezi Mythology begins with the unraveling of a unique book titled The Chronicles of Lyrehc, found quite by accident in 2008 by a researcher in an unused library repository at the Durban City Hall. What follows is the story as best deciphered by the researcher who wishes to remain anonymous. The following has been garnered from her notes:

"The Bhubezi Tribe, a race of warrior women has been here far longer than we, living among us when need be, but generally inhabiting another 'olam'". They had migrated from the center of the earth to Durban (Nabrud) where, in the area of the Durban City Hall they constructed a transport machine with which they could do intergalactic travel.

Colonial architects designed and built the Durban City Hall, a classic neo-baroque structure right on that spot in the early 1900’s. Once the solid, physical structure of the City Hall was in place, the transport machine became increasingly difficult to use. This was due in part, to the extensive subatomic deconstruction of body molecules needed to bypass the monolithic edifice. Eventually, only one woman could do this - The Transporter. 

But all that is lost in the annuls of time. It appears as though the result of several attempts to use the machine in order to repair the Pillars of the World has resulted in Magenta and Sienna being lost Between. Their attempts to fix The Bridge at the divide requires certain KEYS. Since that time, others have cottoned on and an entire litany of people, some known to you, and some not, have entered the battle to save the Bridges Between. There are only two extant books relating to this mythology, Volume 1 (The Chronicles of Lyrehc) and Volume 2, which is on display for the exhibition. Whoever chooses this book, or rather, whoever this book chooses, will find themselves entwined within the mythology, voyaging with The Traveller and daydreaming with The Red Giraffe.

Just to let you know, history, much of it, should be re-written, but it’s convenient that it remains as is. This way, the Women Who Hold Up the World work undetected at keeping society functioning in a hostile world; they keep familes together while LIFE attempts to tear all the goodness from within fragile (more fragile than you would ever believe) human structures. We only have a feeble grasp anyway. You’d be SURPRISED at the people who have traversed the pages of history and who are part of this story: Leonardo da Vinci, Mona Lisa, Pandora, van Gogh, Hatshepsut: Hapshetsut - there’s and interesting person - let me just fill you in on some details regarding this Egyptian Pharoah-ess.

Hatshepsut is said to have reigned for 22 years - but of course we know this is not the case (refer Chronicles of Lyrehc). In EXACTLY 1510 BC, Hatshepsut had the vision of the loss of the Bridges Between. Together with Ineni the great architect, it became her ambition to build structures, which would house articles needed for Bridge repair. The buildings and their important contents would need to last (human time) until the appearance of the Red Giraffe and the Traveller - and appear they did - (See The Authentic Massacre of the Innocent Image, Paintings # 65, # 66 and #67). But lest I overwhelm you at this stage, I’ll leave the story here - after all, another portrait of this Bhubezi Queen WILL be found and the chronicle will continue. As for Hatshepsuts Needle - that's another WHOLE story!

For the exhibition, van Gogh and his younger brother were involved - the REAL Starry Night had to disappear into the hands of as many people as possible. It was a performance piece.:

The Sacriledge of Van Gogh

I’m sure you’ve read of Vincent’s tempestuous relationship with his brother Theo. But are you one of the few who know there was a third Van Gogh brother, Cornelius, who was raised in the Netherlands, but worked, married and died in South Africa - (don't believe all those

facts you read either). If you did know this, you DIDN’T know that Theo sent the painting The Starry Starry Night to Cornelius in 1890, just prior to his very suspicious death. It was sent that he could be the official custodian of this work, vital to mending the Bridges Between. Have you every wondered why Van Gogh painted like he did? He could actually SEE the portals to Between.

Back to Cornelius; in 1889, at the age of 22 Cornelius came to South Africa working as an engineer, first for the Cornucopia Gold Company in Germiston and then for the Nederlandsche Zuid-Afrikaansche Spoorweg-Maatschappij in Pretoria. He died (as history goes) during the Boer Wars, but actually, he was held as a prisoner of the Moorish Derwish until the end of the Second World War. He died, never revealing the hiding place of The Starry Starry Night. I cannot reveal how I came into possession of this artwork, but I have it in my custody as you see before us today. I also have a letter written to me by Cor Van Gogh, giving me instructions as to the fate of this fabled painting.


piątek, 24 stycznia 2020

Khairulsani Ismail - pytania i odpowiedzi

- Jakich technik używasz w swoich pracach?
We wszystkich pracach używam głównie techniki "mixed media".
- Twoje rysunki często pokazują samobójstwo. Dlaczego?
A cóż robimy w naszym życiu? Bez granic osobistych ludzie faktycznie zabijają się fizycznie, emocjonalnie, psychicznie i zawsze są manipulowani, wykorzystywani lub narażeni na przemoc ze strony innych osób. Granice osobiste pozwalają nam oddzielić to, kim jesteśmy i co myślimy i czujemy, od myśli i uczuć innych. Chciałem pokazać, że we współczesnym świecie po prostu nie zabijamy innych, ale także samych siebie. Tworzymy własny problem. Z tego powodu zabijaliśmy innych, a jednocześnie zabijaliśmy się za pomocą stworzonego przez nas problemu.
- Jak ważna jest dla Ciebie kaligrafia?
Pokazuje piękno dzieł sztuki. Niech wyróżnia się spośród innych.
- Co sądzisz o pisaniu bezznaczeniowym?
Aby stworzyć coś ciekawego, wymaga myślenia i kreatywności.
- Czy możesz powiedzieć coś o redagowanym przez Ciebie zinie PoemicsMag?
Redagowanie tego było dla mnie bardzo nudnym zajęciem, zajmującym wiele czasu. A pierwszy PoemicMag, który stworzyłem, dotyczy moich poglądów politycznych na temat wydarzeń w moim kraju.
- Brałeś udział w dwóch wystawach poemiksów w Lublinie, twoje prace były również obecne w antologiach poemiksów, byłeś/jesteś współautorem bloga poemicstrip. Co lubisz w poemiksach i czy uważasz, że należy bardziej je promować?
Poemiksy dają lepszy obraz tego, co chce się powiedzieć. Nadają utworowi więcej sensu, zakresu i pozwalają na lepsze zrozumienie opowieści. Nadal tworzę poemiksy i pokazuję je na wystawach. Poemiks powinien być pokazywany szerszej publiczności.
- Czy utrzymujesz kontakty z wieloma malezyjskimi poetami i komiksiarzami?
Nie bardzo. Nie jestem poetą ani komiksiarzem. Jestem bardziej artystą malarzem.
- Jakie kultury - oprócz malezyjskiej - mają na Ciebie wpływ?
Wszystkie. Musimy znać innych i być wobec nich uczciwi. Poznaj czyjąś kulturę, a to da Ci lepsze zrozumienie tego kogoś. Poznawanie różnych kultur sprawia, że świat staje się piękniejszy.
- Czy możesz powiedzieć coś o swoich innych działaniach i interesujących doświadczeniach?
Ważne jest dla mnie malowanie i wystawianie. Pokazywanie swoich prac sprawia, że dzieła sztuki dadzą Ci „coś”, możesz przekazać widzom coś na temat tego, co robisz i myślisz. To sprawia, że ​​jesteś blisko odbiorców. Wiesz, że niektóre z prac są z nimi związane - to najlepsze doświadczenie. Kiedy widzowie dyskutują o twoich dziełach, wiesz, że twoja sztuka do nich trafia.
- Jaki jest Twój cel artystyczny?
Bycie bardziej kreatywnym i produktywnym.

Poemics Mag, numer pierwszy, str. 2, pióro i tusz na papierze, A5.

Poemics Mag numer pierwszy, str. 24, pióro i tusz na papierze, A5.

Poemics Mag numer drugi, str. 13, pióro i tusz na papierze, A5.

Szukaj, uciekaj i chowaj się, pióro i tusz na papierze, A5, 2017.

Równość, pióro i tusz na papierze, A5, 2017.

Tańczące dzieci, akwarela, marker, pióro i tusz na papierze, A5, 2019.

Kuching jedzące rybę, akwarela, pióro i tusz na papierze, A5, 2019.

Płaczący mężczyźni, ołówek na papierze, A5, 2019.

Zapominamy i pozwalamy im umrzeć i dbać o siebie, akwarela, pióro i tusz na papierze, A5, 2018.

Uderz się, wstrząśnij mózg, akwarela, kolaż, pióro i tusz na papierze, A5, 2019.

Oszukiwanie, akryl, kolaż, węgiel na papierze, A5, 2017.