piątek, 23 maja 2014

bieganie susiec las

...

środa, 19 lutego 2014

Yanko Wojownik - wywiad

- Jak zaczęła się Twoja działalność twórcza?

Zasadniczo, to jakoś tak chyba spontanicznie zacząłem i już, a po kilku latach się zorientowałem, że właśnie. Zapewne było to podyktowane także jakąś wewnętrzną potrzebą, ale kiedy się zaczynało, to jeszcze wtedy o tym nie myślałem. Niewątpliwie też miałem potrzebę zamanifestowania czegoś i powiedzenia, że mi się qurde nie podoba to, co oficjalnie mam w założeniu konsumować bezkrytycznie - bunt czy coś w te nute, ale na samym początku, to zdecydowanie jeszcze o tym nie wiedziałem. Cała zapewne mierna, ale co by nie kombinować twórczość początkowo była dla mnie i dla znajomych, cieszyło coś mnie, cieszyło czasem innych, a czasem nawet częściej, niż czasem. Oczywiście wywoływało też nieprzychylność nieprzychylnych.

- Piszesz teksty, o ile mi wiadomo, zajmujesz się również muzyką.

No tak piszę głównie teksty, swego czasu kiedy jeszcze nie miałem żadnego przedmiotu, na którym dało się zagrać gamę, i nie wiedziałem ile dźwięków tworzy akord, to wtedy marzyło mi się właśnie zostać autorem tekstów przede wszystkim a muzę konsumowałem z kaset, nie zakładałem że zacznę grać. Jak to jednak bywa czasem w punk rocku, i w tym gatunku zdecydowanie bardziej niż w innych występuje takie sobie zjawisko stawania się z odbiorcy twórcą i na odwrót, tak też z czasem zadziało się w moim przypadku. Najpierw chciałem grać na basie, potem z rozsądku zacząłem na gitarze, potem z konieczności (bez wirtuozerii, wręcz ledwo że - powiedzmy) gitara, klawisz, bas, i krótko perkusja, na perkusji trybiłem topornie i zostały te trzy pierwsze.

- Twoja wizja punka.

To chyba takie coś, co już minęło muzyka grana z realnej potrzeby - szerzej twórczość. Dzisiaj jakby, (może źle lukam) ale nie dostrzegam tego... Idzie o coś w klime: ''D.I.Y. scena'', brudne brzmienie, realizm no i ten bunt! Taka muza nagrywana na ''jeden, dwa, trzy - Czadu!'' to jest punk, którego chyba już nie ma, który przeminął. Zaś jeśli idzie o pisma, to myślę, że praktyczne przewodniki po życiu rodzinnym i poradniki kulinarne nie przyczynią się do wzrostu ich popularności (mogę się mylić - ludzie wezmą co jest z powodu braku alternatywy) myślę również, że odgrzewany enty raz kotlet i odkiszany ogórek w końcu przestaną zachwycać smakiem. Próba bycia niektórych autorytarnymi, wg. mnie w punku na autorytet można sobie zasłużyć, ale dodawać go sobie (bez wskazania, tu akurat nie mam na myśli tego pisma co ktoś pomyśli, że mam chyba, że pomyśli o innym i akurat będzie w celu) samemu, to przesada. Myślę, że to ludzi nie porwie - mnie by nie porwało gdybym zaczął o podobne rozbijać się na samym początku kontaktu z takimi - z tą różnicą, że ja mając możliwości (takich nie posiadam w ogóle obecnie) zacząłbym tworzyć alternatywę dla alternatywy, ale nie myślę by ktoś tak zadziałał - chyba, że podłapie mój pomysł. Ale może ja się nie znam, może nie mam dostępu do odpowiednich treści obecnie, ale myślę (no zdarza mi się) że za mało inicjatywy w tym, za dużo nieomylności, a skromność... - no jest, ale naciągana, chodzi o to, że niepotrzebna w punku, to po co ją kreować. Nie wiem jak rzecz się ma na polu ''art'' - mam jakieś tam braki - no tak plus-minus tylko tak z dziesięcioletnie... Ale tak zasadniczo, to jednak - gdzie jest teraz wejście do podziemia???

Punk stracił chyba już pierwotną siłę napędową, osiadł może na autorytetach, na wzorcach, może na czymś innym jeszcze osiadł... albo na nim coś osiadło. Jeśli idzie o muzykę, to mamy w tym kraju chyba tylko jedno naprawdę niezależne wydawnictwo Irokez http://www.irokez.pl/ , gdzie nie ma umów i quntraktów, za to proste są zasady wydane-nie wydane, mowa słowna warta więcej od stosu pism, to może być dziwne dla niektórych. Ale generalnie na global skalę, na terenie zwanym chyba jeszcze Polską, to szukam buntu, ale go nie znajduję. Dużo mieszanki stylów i coraz czystsze brzmienia a przecież ''punk, to punk'', może taka jest potrzeba chwili i tak wygląda naturalna ewolucja, ale mnie brakuje tej pierwotnej brudnej nuty, nie tylko w muzyce. Dziś wielu chce być perfekt, grać wg. wzorców/schematów, podpisywać kontrakty, zarabiać, obwieszać się reklamami, kumać się z partiami politycznymi, robić sobie zdjęcia (widziałem takie) pod McDonaldem, to normalnie - o naturo walnij gniewem... Moja wizja punka, to taki spontan, twórczość z potrzeby tworzenia dla tworzenia.

- Co możesz powiedzieć o Twoim współdziałaniu z megaportalem?

Zapewne chodzi o portal tzw. społecznościowy MegaTotal. Trafiłem tam z powodu takich a nie innych splotów zdarzeń, kolejne sploty zdarzeń pociągnęły kolejne wydarzenia i zamieszczenie tam mojego projektu, niestety nie jest tam tak różowo jak wygląda to na fasadzie z opisu. Toteż zrezygnowałem ze współpracy z tym serwisem. Portal zdecydowanie przede wszystkim zajmuje się promocją własnego podwórka i okolic w moim odczuciu, poza tym może jakieś specyficzne nurty rzeczywiście mają tam łatwiej. Dla twórców zahaczających o punk rocka, to chyba nie najlepsze miejsce na to żeby się wydać. Wiele spraw wygląda inaczej faktycznie niż jest zaprezentowanych w zarysie, ale tak jest chyba wszędzie, tylko że myślę, że w MT zapewne jest bardziej. Zrezygnowałem z wydania się tam, zresztą z tym wydaniem, to też sprawa dyskusyjna, bo nowe zasady troszeczkę inaczej to naświetlają - raczej coś w klimat ''znajdź wydawcę, jak masz już środki...'' Sedno pytania co mogę powiedzieć o współdziałaniu? - Qurde nie wiem, raczej nic nie zaiskrzyło - niewypał, był to związek beznamiętny, acz jak to zazwyczaj albo czasami bywa wynosi się jakąś naukę z doświadczenia - czy tam może jakoś na odwrót... Współdziałania w zasadzie nie było, jeśli idzie o story, że ja i portal, z ''szarymi'' użytkownikami, to owszem coś tam... nawiązało się parę znajomości choćby jak np. zapoznany taki jeden band - Pepeglamband stronka: http://www.pepeglamband.jcom.pl/ nie tylko od strony muzycznej - po prostu ci ludzie, to zarąbiści koleżkowie, i co przy okazji zazwyczaj naturalne ma miejsce, zaistniało też parę takich znajomości, które mniej cieszą, ale nie pobili.

- Twój tekst o księżycu-wariacie zwrócił uwagę środowiska komiksowego. Lubisz komiksy?

Cieszy, że tak zrobił... - tekst ma rozwinięcie na kilka stron, jeśli kiedyś zostanie wydana ta książeczka, to zapewne pojawi się tam w całości. A czy lubię komiksy - no pewnie że - od wczesnego dzieciństwa byłem fanatycznym ich miłośnikiem. Moim pierwszym komiksem był ''Kto zabił Bartka'', Bartek był jeleniem - fizycznie takim z lasu - poległym, śledztwo w sprawie prowadziły głównie dzieci, w odpowiedniej chwili pojawił się jednak pewien sławny kapitan - oczywiście kpt. Żbik i winni już się nie wywinęli. Jeśli ''Kwapiszona'' można zakwalifikować jako komiks a chyba można, to ''Kwapiszon'' był zaraz potem (ledwie wtedy umiałem czytać). W wieku 7 lat radykalnie sytuacja się zmieniła posiadłem dar płynnego czytania jakoś przeskoczyłem składanie sylab i tak mi już pozostało jednocześnie otworzyły się nowe możliwości. Elementarz i książki do języka polskiego były nudne, ale był ''Świat Młodych'' i takie tam... ''Świat Młodych'' zamieszczał tradycyjnie komiksy w odcinkach na ósmej-ostatniej stronie (o ile pamiętam dobrze) jednak zgromadzenie wszystkich numerów szczególnie na prowincji nie było łatwe. Jakoś tak później w prezencie dostałem, komiks ''O Piaście Kołodzieju'', w wersji dwujęzycznej, napisy w dymkach po Polsku i Rosyjsku może nie za dużo miał wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami z historii dziejącej się w tym samym czasie, w którym rozgrywa się akcja ''Starej Baśni'', ale miał lakowaną okładkę i niezłą kreskę - nie wiedziałem, że Rosiński, to ktoś już tak powszechnie znany, chociaż jako że było to przed ''Thorgalem'', to może aż tak jeszcze nie był, zresztą za młody byłem na takie kojarzenie chyba jeszcze. Nie wiedziałem jeszcze jak nazywa się taka forma - czyli, że komiks jest komiksem, ale szybko się dowiedziałem. W bibliotece natknąłem się na takie pozycje (bez podtekstów, choć w książce Lwa Starowicza, to na te też) jak: ''Tytus Romek i A'tomek'', ''Kajko i Kokosz'', ''Jonka Jonek i Kleks'' - z perspektywy może banalne, ale dla dzieciaka były wypas, potem to już poleciało falowo. Próbowałem jakoś pozyskać w celu przeczytania wszystkie księgi, wszystkich znanych mi serii. Jakimś tam przełomem było zderzenie z takimi pozycjami jak: ''Podróż smokiem Diplodokiem'' i ''Skąd Się Bierze Woda Sodowa''... - te odegrały zapewne dużo - tzn. w moim postrzeganiu rzeczywistości tak odegrały, zetknąłem się z absurdem ujęło mnie to coś, czego jeszcze nie znałem i jakoś mi tak przypadło, i już tak pozostało, niektórych to odrzucało a mnie jakoś dziwnie wciągało.

W wieku ośmiu lat wpadł mi ręce komiks, który do dzisiaj się nie zestarzał (zresztą sztuka z zasady nie jest do zestarzenia się, tak w ogóle raczej) jak się dowiedziałem po latach, to seria powstała podobno w latach 70tych, ale z pewnych kontrowersyjnych przyczyn nie wydano jej wówczas w naszym kraju choć komiks powstał tu właśnie. Oczywiście piszę o sławnej serii ''Według Ericha von Danikena''. Pierwszy zeszyt z tejże, który wpadł mi w łapy, to nie nie było ''Lądowanie w Andach'', a był to kolejny czyli ''Ludzie i Potwory'', zaczęło się poszukiwanie kolejnych i poprzedniego zeszytu - dopiero w XXI wieku przeczytałem całość, brakowało nigdzie wcześniej nie wydanego w naszym kraju ''Ostatniego Rozkazu'', po latach przeczytałem w dwutomowym wydaniu pt. ''Ekspedycja'' wszystkie epizody w dwóch tomach - rewelacja tak kiedyś, jak dziś - temat uniwersalny kiedyś z Danikena się śmiano, dzisiaj jest chyba uznany, kręci się filmy jak prequel ''Obcego'' czyli ''Prometeusz'', inaczej choć parę dziesięcioleci wcześniej zahaczył o temat Żuławski z ''Na Srebrnym Globie'' - film nigdy nie dokończony, ale nie o filmach miało być, niemniej komiks ma blisko do filmu i film do komiksu, obie sztuki przenikają się i rzutują i oddziałują na siebie w określonych scenariuszach. Lubię filmy, które są utrzymane, że tak to ujmę w komiksowej konwencji, za to niekoniecznie zawsze podobają mi się ekranizacje komiksów, ale to już kwestia gustów, a tym się podobno nie dyskutuje.

Wracając na ścieżkę tematywną (że, miałem napisać tematu?) główną - po drodze trafił się oczywiście ''Thorgal'', którego czytałem wiele lat z powodu braku możliwości pozyskania kolejnych zeszytów no i w miarę ich wychodzenia, w pewnym okresie zaczęły wychodzić ''Fantastyki'', ale jakoś tak przedtem - druga połowa lat '80tych, nie pamiętam dokładnie kiedy, ale był taki czas, że na komiksy zaistniała posucha, było zapotrzebowanie, ale nie było wydawnictw, nie wnikałem jakie były tego przyczyny. Księgarnie przynajmniej ta, do której najczęściej zaglądałem uruchomiły komis, nie wiem czy był to pomysł kogoś wyżej, czy samych pracowników, ale można było przynieść komiks i wymienić go za symboliczną dopłatą na inny lub zostawić do sprzedaży. Komiksy leżały na kontuarze, zainteresowani przychodzili i przeglądali niektórzy czytali - też mi się zdarzało, ale zazwyczaj przy okazji coś kupiłem - w końcu szło się po to by coś zdobyć, były często przyniszczone, ale jeśli nie brakowało kartek i trzymały się kupy, to wystarczyło.

W jakimś tam momencie sam zacząłem trochę bazgrać i okazało się, że kreska nie wybitna, ale ujdzie, w klasie byłem w czołówce chyba nawet z prowadzeniem, brudnopis służył głównie do rysunku, od bitew po jakieś tam tematy... do klasycznie chyba jak u większości rysujących - nagich pań, bo trudno nazwać byłoby to aktem. Do końca podstawówki udoskonaliłem kreskę i miałem sporo pomysłów, niestety większość twórczości (także już coś tam pisywałem a niekoniecznie przyzwoicie) konfiskowało mi grono pedagogiczne, do dziś nie wiem czy mieli prawo to czynić zresztą to samo grono pomijając wyjątki upodobało sobie wyładowywać na mnie swoje frustracje, miało to odzwierciedlenie w wyrazie artystycznym - niestety nie polepszało to mojej sytuacji w przypadku kolejnej konfiskaty...

Życie bywa brutalne a dla niektórych nawet dużo bardziej - dużo by pisać niewielkie by to wniosło. Koniec końców z moich poczynań pozostały pojedyncze rysunki, nie powiem, że czasem czegoś nie nabazgram, ale poprzez różne mniej przyjemne sprawy straciłem trochę predyspozycje, jednak nie całkiem i czasem prosty pomysł zilustrowany staje się jak to się mówi ''w kosmos wyjebany'' niedawno na taki wpadłem, ale nie zdradzę go, jeśli jakimś zrządzeniem sił sterujących wszechświatem uda mi się coś opublikować, to pomysł będzie zilustrowany. Jest gorszący, niesmaczny i może oburzać przedstawicieli środowiska rodem z bajki ''schemat społeczny''.
Nie szarpiąc się dalej z epizodem biografii rysunkowej mojej, to nadszedł taki czas, kiedy odkryłem dwóch Miszczy i Gieniuszy: Palińskiego i Owedyka, pierwszy świętości rzucił o bruk, a drugi genialny był/jest i ponadczasowy między innymi absolutnie qultowa ''Ósma Czara'' - w mordę, to trzeba było na to wpaść... pokłon dla twórcy.

Dąbrowski - mam wszystkie pierwsze wydania ''Likwidatora'' początkowo mocno mnie wciągał kiedy miał jeszcze ten podziemny klimat, zanim się zaczął błyszczeć. Paliński ''Zakazany Owoc'' - jakaś artystka, bo ma na to papiery, chyba w Gdańsku przybija do krzyża członka kilka lat temu, był szok i był skandal - krótko bardziej był nakręcany niż tak sobie po prostu był chyba, ale był na cały Polish kraj. Niechby ci wszyscy zszokowani genitaliem na krzyżu otworzyli zakazany owoc... - strona chyba trzecia (możliwe, że tylko konkretne wydanie zawiera rys. o którym mowa) a ta artystka wydaje się, że jak nic zerżnęła część pomysłu Palińskiego, część, bo na Oreła się nie odważyła - nie przysięgnę, że tak było, ale tak to wygląda. Komiksy od pierwszego mojego z nimi kontaktu niewątpliwie wywarły ogromny wpływ na to, co dalej się działo bez wątpienia na przestrzeni lat z moim umysłem i jakoś tam byłem przez nie kształtowany. Na pewno przynajmniej deko, a zaryzykuję, że dużo bardziej poszerzały horyzonty (w sensie globalnie, już mniej może moje, ale odbiorców) szło się zetknąć tam z takimi rzeczami, o których np. 30 lat temu nie specjalnie można było gdzieś indziej o te sprawy zahaczyć. W skrócie - lubię komiksy.

k.s. - yanko wojownik