środa, 30 listopada 2016

Wywiad z Maciejem Kijowskim




Kiedy ostatnio jechałem pociągiem, rozmawiałem z dwoma robotnikami budowlanymi. Mówili, że nie tylko niskie płace, ale również inne patologie, takie jak pobicia pracowników domagających się przestrzegania ich praw, to codzienność.  Jak ocenia Pan ustrój kapitalistyczny?

Jednoznacznie negatywnie, stawiając go na jednym poziomie z faszyzmem,  klerykalizmem, szowinizmem. Nie wiem, dlaczego dziennikarze mówią o naszym kraju na przestrzeni 27 minionych lat jako o „wolnej Polsce”, skoro powinni mówić o Polsce kapitalistycznej. Kapitalizm zabija w człowieku chęć życia, zakładania rodziny, uczenia się, poznawania świata. Tych 27 zmarnowanych lat oddaliło Polaków od siebie: zamiast odwiedzać się, wspólnie wyjeżdżać, cieszyć się dziełami sztuki, przyrodą, sportem, pozamykali się na siedem spustów w mieszkaniach-twierdzach i strzeżonych osiedlach, spędzając całe dnie na zarabianiu pieniędzy (uczciwie lub nie), wysiadywaniu w kościele (przypomina się słynna „Modlitwa Polaka” z filmu „Dzień świra”), tudzież gapieniu w telewizor i komputer. Człowiek stał się wrogiem człowieka. Ginie polszczyzna, wypowiedzi skróciły się do SMS-owych skrótów, infantylnych emotikonów i niezbędnego „Witam” na początku maila. To nie człowiek jest dziś wartością i nie jego praca, lecz pieniądze – nieważne jak zdobyte, byle były i byle można było epatować tym, co za nie da się kupić. Ci, którzy uważają, że za pieniądze kupić można wszystko, to właśnie wielbiciele i wyznawcy klerykalno-burżuazyjnego, zaściankowego, polskiego kapitalizmu. Nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć, że za żadne pieniądze nie kupią zdrowia, przyjaźni, miłości, spokoju. Jacy bogaci a jak ubodzy ludzie…  

Dlaczego tak wielu ludzi daje się nabrać na ideologie populistyczne?

To doskonałe pytanie dla socjologa, psychologa, a i psychiatry też. Wszystkie rozwiązania proponowane przez populistów – abstrahując od tego, czy są realne – są dużo łatwiejsze, dużo prostsze niż oferowane przez bardziej stonowaną konkurencję. Celem populisty jest utrafić we właściwym momencie do właściwego adresata. Im dzieje mu się gorzej, tym lepiej dla populisty, wystarczy tylko, by przejął władzę, a już sami zobaczycie…

Jeszcze wracając do rozmowy z współpasażerami w pociągu, to chciałem dodać, że bardzo pozytywnie oceniali oni czasy rządów Edwarda Gierka. Dlaczego obecne władze zwalczają wszelkie pozytywne informacje na temat Polski Ludowej?

Z prymitywizmu, z głupoty i ze złej woli. Owe „władze” to przecież ludzie, którzy urodzili się w Polsce Ludowej, w niej wyrastali, uczyli się, niektórzy zdążyli jeszcze popracować. Głodem nie przymierali, ani w pośredniaku ani w pomocy społecznej nie wystawali w upokarzających kolejkach, wiedzą zatem, że w socjalistycznej Polsce żyło im się godnie. Socjotechniczny mechanizm kłamstwa leżącego u podłoża narzuconej dziś ideologii państwowej wynika zatem z tego, że aparat propagandy kłamie świadomie i adresuje swe wymysły do wyraźnie określonych kręgów adresatów. Przede wszystkim w stronę dzieci i młodzieży, których umysły – dzięki praniu mózgów ze strony szkoły, mediów i Kościoła Katolickiego oraz oportunistycznej bierności rodziców – są dziś już kompletnie pozbawione normalności i przygotowane do indoktrynacji na dalszych etapach życia. Dzieciak opuszcza szkołę ze świadomością, że Oświęcim wyzwolili Ukraińcy a Warszawę akowcy, że wyklęci są cacy a LWP be, że Polak to katolik a nie tam żaden innowierca czy, tfu, ateista, że przez 45 powojennych lat Polska spływała krwią pod knutem czy to sowieckich (nigdy radzieckich) okupantów i ich namiestników, że aborcja jest zła, skoro „dzieciątko” nosi się „pod sercem”, choćby jego tatusiem był a to ksiądz a to gwałciciel, a to jeden i drugi pospołu.

Szkoła i kler nie opamiętają się we wbijaniu do głów uczniom tych i innych bzdur. Może jednak rodziny, może babcie i dziadkowie, którzy Polsce Ludowej zawdzięczają najpiękniejsze lata, podniosą się z marazmu i zdążą przekazać wnukom, jak było naprawdę. Sam nie mam dzieci ani wnuków, ale próbuję w każdym miejscu wspominać z szacunkiem Polskę Ludową, jej bowiem zawdzięczam wszystko. To była moja Polska, z której jestem dumny i w której czułem się szczęśliwy. Jak ostatnio napisałem, mojej Polski już nie ma.

Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc porównywany jest do Władysława Kruczka ze względu na wkład w rozwój Rzeszowa. Co Pan sądzi o takim porównaniu?

Byłbym ostrożny w zestawianiu obu tych postaci, choć przyznam, że wiele je łączy. Władysław Kruczek był nie tylko znakomitym gospodarzem Rzeszowszczyzny, ale i szczerym rewolucjonistą, wiernym komunistycznym przekonaniom do śmierci. Tadeusz Ferenc też jest dobrym gospodarzem, też był członkiem PZPR, ale zdaje się, że szybko o tym zapomniał, odkąd szczególnym afektem jął otaczać katolicką hierarchię. Cieszy mnie gospodarność prezydenta Ferenca i jego troska o Rzeszów, cieszy jego aktywność w nadaniu jednej z ulic miasta imienia onegdajszego prezydenta Ludwika Chmury, cieszyła podobna inicjatywa w ochrzczeniu innej ulicy mianem W. Kruczka, nie potrafię jednak pojąć, dlaczego przy bierności Ferenca nazwę tę odebrano mieszkańcom już po jakichś 7 tygodniach.

Jak można zwiększyć zasięg oddziaływania lewicowych mediów?

O tym powinny wiedzieć same te media, często wzajemnie skłócone, miast koncentrować się na walce ze wspólnym wrogiem. Więcej egalitaryzmu, mniej elitaryzmu (choć ważne są i niskonakładowe periodyki w rodzaju „Nowych Perspektyw”), więcej waleczności, mniej kapitulanctwa, więcej wreszcie obecności w internecie. Każde lewicowe czasopismo musi bezwzględnie posiadać nieodpłatną wersję elektroniczną gotową do błyskawicznego pobrania równolegle z ukazaniem się wersji papierowej.

Zajmuje się Pan prawem konstytucyjnym. Jak Pan ocenia stan przestrzegania standardów konstytucyjnych we współczesnej Polsce?

Fatalnie. Przeraża mnie choćby deprecjacja ustawy. Była już jakaś „specustawa” o EURO 2012, potem o Światowych Dniach Młodzieży, ma być o najpewniej przymusowych obchodach 11 listopada za dwa lata… Przecież ustawa to akt normatywny bardzo szczegółowej natury, obejmująca z reguły normy o charakterze generalnym i abstrakcyjnym a nie służąca naginaniu i psuciu prawa dla spełnienia czyichś kaprysów i doraźnych potrzeb. Jest i kuriozalna ustawa o bestiach, niezgodna z ważną dla prawa karnego zasadą, w myśl której za popełnienie przestępstwa można być karanym tylko raz. A już lekceważenie przez prezydenta, premiera, Sejm, Senat i rząd instytucji Trybunału Konstytucyjnego, a więc i stanowiących to gremium wybitnych prawników jest karygodne i budzi słuszną niechęć opinii międzynarodowej.

Standardy konstytucyjne korespondują ze zwyczajami zawartymi w protokole dyplomatycznym. Proszę sobie wyobrazić, że po śmierci Fidela Castro prezydent Andrzej Duda przesłał depeszę kondolencyjną do przewodniczącego Rady Państwa i premiera Kuby Raúla Castro, rzecz w tym jednak, że aparat propagandy skutecznie zablokował przeciek informacji o tym do prasy. Inną sprawą jest to, że owa prasa, owładnięta z góry zaprogramowaną niechęcią wobec Fidela, jednego z największych rewolucjonistów w historii, wcale się o kondolencje do Hawany nie dopytywała…   

Co Pan sądzi o ekshumacjach osób, które zginęły w wypadku lotniczym koło Smoleńska?

Jestem im zdecydowanie przeciwny. To również przejaw łamania w Polsce standardów konstytucyjnych poprzez instrumentalne wykorzystywanie prawa do bieżących potrzeb politycznych i międzynarodowych demonstracji o imperialistycznym charakterze.

W związku z tym, że znany jest Pan również jako meloman i autor recenzji muzycznych - po czym poznać dobrą muzykę?

Jestem przekonany, że dobra muzyka to taka, za jaką uważa ją dany słuchacz, każda muzyka może być zatem dobra. Podział muzyki na poważną i rozrywkową jest według mnie absurdalny, bo i w jednej i w drugiej są arcydzieła i knoty, a poza tym ułomna ta klasyfikacja nie jest wyczerpująca (co np. z muzyką ludową, co z operetką?). Ja sam rozpoznaję muzykę dobrą intuicyjnie, przy czym moje upodobania w tej sferze ewoluują: onegdaj była to wyłącznie muzyka zwana obiegowo poważną, podczas gdy obecnie poza nią (ze szczególnym uwzględnieniem opery, symfoniki i wielkich form wokalno-instrumentalnych) jest to również dobry musical i rozrywka na naprawdę najwyższym poziomie. Obok znakomitych dyrygentów, orkiestr, instrumentalistów, śpiewaków operowych zapewnione miejsca w moim sercu mają i Chris Botti i Andrea Bocelli i Lucia Micarelli i Josh Groban i zespół Universe z Mirosławem Bregułą. Jak już powiedziałem, musical jak najbardziej też: jeśli ktokolwiek chciałby zobaczyć i usłyszeć arcydzieła tego gatunku w wykonaniu najwyższej światowej klasy, polecam z całym sercem „Notre Dame de Paris” w Gdyni, „Mamma Mia” w Warszawie, „Jesus Christ Superstar” w Łodzi. Gwarantuję niezwykłe przeżycia!

Bardzo dziękuję za odpowiedzi.

środa, 2 listopada 2016

Wizyta w Wilnie

Tam w tle jest centrum handlowe Ozas, gdzie na górze m.in. można zjeść pyszne zupy.

A całkiem na topie są hamburgery!

W poszukiwaniu kopców znalazłem jeden pełen wzorowej organizacji.

Był też inny ciekawy... mimo że może to wyglądać jak jakaś górka ziemi na budowie.

Troszkę biegałem. Radość z odnalezienia drogowskazu, czyli rzeki Neris.

Trafiłem też na Uniwersytet!

No i w środku, gorąco polecam: mruni.eu

Pod wieżą Giedymina.

I jeszcze jeden widoczek.

No i come back.

sobota, 24 września 2016

1377 m.n.p.m.

Wyruszyliśmy rano, tuż przed wschodem słońca. Około siódmej wbiegliśmy na Sarnią Skałę.

Polecam stronę Autora powyżej zamieszczonych zdjęć: policjasanitarna.pl

I jeszcze widoczek, jaki cyknąłem:

piątek, 9 września 2016

selfiaki z wakacji


Początek polski (przymiotnik), albo początek Polski - czyli Hel. Ulubiona plaża.


Dalej Hel, w oczekiwaniu na tramwaj wodny.


Ośrodek Kultury Morskiej w Gdańsku.


Tu z innej beczki, Kopiec Kościuszki w Krakowie.


A tu osiągnąłem szczyt, w tle m.in. Nowa Huta.


Kraków, spojrzenie w górę, znaczy Rynek Główny.


Budowle i czakramy (w sumie serio czułem coś jakby miłe promieniowanie), czyli Wawel.


Uniwersytet Jagielloński, żeby było że mam kontakt z nauką.


Słynny przystanek tramwajowy, żartuję - w tle pomnik Wyspiańskiego.


Nie wiedziałem na którą godzinę się zdecydować.


Wieliczka, gotowy na deszcz...


...ale okazało się, że w tężni kropelki są pożądane. W tle kopalnia soli.


Ostrawa, popiersie Komeńskiego.


Ber... znaczy dalej Ostrawa, park miniatur "Miniuni".


Tu jakieś jajo, ej to chyba Londyn.


Widok z jakiegoś ogrodu na dachu, być może w tle jest Tower Bridge.


Natural History Museum.


Canary Wharf.


W muzeum doków londyńskich.


Już bliżej, czyli na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.


Jeszcze bliżej, czyli Pszczela Wola.


No i schodzę na dno... czyli jeszcze wspomnienie ze wspomnianego już muzeum w Gdańsku.

Dla lubiących selfiaki, to jeszcze z tych wakacji jest seria z british museum: http://szreniawski.blogspot.com/2016/08/africa-in-london.html

I co by nie mówić (afera z zaszyfrowanym eposem graficznym), to klasyką moich selfiaków jest famagusta - z czasów, kiedy selfiaki jeszcze nie były modne :) : https://pl.scribd.com/document/133868213/Famagusta

czwartek, 4 sierpnia 2016