środa, 18 maja 2016

Wywiad z Katarzyną Babis

Z punktu widzenia artystycznego, lepiej kiedy w kraju jest normalnie, czy nienormalnie? I dlaczego?

Lepiej, do pewnego momentu. Jeszcze jakiś czas temu pocieszałam się, że może i jest trochę strasznie, ale przynajmniej mam stałą dawkę absurdu, z którego mogę czerpać inspirację. Ale jest taki poziom absurdu, z którego nic nie da się wyrzeźbić. Który zupełnie wymyka się satyrze. Zamiast błyskotliwych komentarzy zostaje już tylko klepanie oczywistości. To też praca potrzebna, ale niezbyt twórcza.

Czy na pewnym poziomie kultury różne ustroje upodabniają się do siebie?

Nigdy nad tym nie myślałam, a wydaje mi się, że na taki temat nie ma sensu wysnuć wyssanych z palca wniosków. Obiecuję napisać do ciebie na ten temat, jak tylko wyrobię sobie jakieś zdanie.

Jakie rozwiązania z innego kraju warto by wprowadzić w Polsce, i jakie rozwiązania polskie warto by promować za granicą?

Jestem wielką zwolenniczką norweskiego systemu więziennictwa. Oraz austriackiego podejścia do polityki mieszkaniowej. Z polskich rozwiązań polecam zawsze firanki w oknach. Są na tyle lekkie, że przepuszczają powietrze i światło, ale przy okazji chronią sąsiadów przed nadmierną ekspozycją na nasze życie prywatne.

Co sądzisz o bezwarunkowym dochodzie podstawowym?

To bardzo ciekawa idea i śledzę jej rozwój z dużym zainteresowaniem. Uważam, że każdy człowiek powinien mieć zapewnione warunki do godnego życia za sam fakt bycia człowiekiem. Poza tym może okazać się, że to rozwiązanie będzie tańsze niż obecnie funkcjonujący system świadczeń socjalnych. Na razie nie da się stwierdzić, czy to rozwiązanie jest w stanie sprawnie funkcjonować na większą skalę, ale pierwsze eksperymenty wyglądają obiecująco i być może niedługo będziemy mieli dostęp do porządnie przeprowadzonych badań i obliczeń w tym temacie.

Czy korzystasz z roweru miejskiego? Co myślisz o tej inicjatywie?

Rowery to raczej nie moja rzecz. Wolę chodzić piechotą. Ale sama inicjatywa jest świetna i bardzo się cieszę, że powstała.

Kandydowałaś do Sejmu, jakie to było doświadczenie?

Start w wyborach uświadomił mi wiele rzeczy i dodał pewności siebie. Nie sądziłam, że dam się namówić na kandydowanie. Zawsze wydawało mi się, że się nie nadaję, że jestem za słaba, że nie mam potrzebnych umiejętności. To wszystko zweryfikowało się potem w ogniu debat, protestów, konferencji i wystąpień medialnych. Okazało się, że całkiem nieźle sobie radzę. Nie chcę budować zbyt szerokich wniosków tylko na własnym doświadczeniu, ale mam wrażenie, że to dość uniwersalny mechanizm i jeden z powodów, dla którego jest tak mało kobiet w polityce. Wydaje mi się, że wiele z nas dzieli to przekonanie, że się nie nadajemy. Przykład parytetów na listach razem pokazuje, że kobiety są tak samo zainteresowane i tak samo sprawne politycznie, jak mężczyźni – wystarczy, że zmienią sposób, w jaki o sobie myślą.

Jakimi tematami najchętniej się zajmiesz, jeśli kiedyś zostaniesz posłanką?

Myślę, że najbliższe mi tematy to polityka mieszkaniowa i, naturalnie, szeroko pojęta kultura. Jak już wspominałam, marzy mi się także reforma systemu penitencjarnego.

Jeśli będą kolejne wybory parlamentarne, to czy i jak dało by się przekonać Razem do startu ze wspólnej listy lewicowej?

Ciężko powiedzieć, być może, jeżeli będzie to lista faktycznie lewicowa. Na razie się na to nie zapowiada, ale do wyborów jeszcze daleko. Póki co nie planujemy żadnych sojuszy.

Bardzo profesjonalnie rysujesz. Jak to się robi?

Trzeba dużo rysować. Później trzeba brać dużo zleceń. A po latach pracy w zawodzie nadal się ma wątpliwości, czy się rysuje profesjonalnie. Bardzo mi miło, że tak jest według ciebie. Ale jakiś czas temu na MFK w Łodzi rozmawiałam z francuskim agentem komiksowym Jeanem-Christophem Caurette i próbowałam tłumaczyć się z komiksu o Tequili – że mało czasu, scenariusz na ostatnią chwilę, surowy deadline itd. I usłyszałam w ramach pocieszenia „jest w porządku, przecież nie jesteś profesjonalistką”. Troszkę mnie to zakłuło w ego, przyznaję.

Jakie są Twoje komiksowe cele?

Chciałabym dostać literackiego Nobla za komiks. Mam nadzieję, że będziesz trzymał kciuki.

http://kbabis.daportfolio.com

środa, 4 maja 2016

Wywiad z Wojciechem Turykiem


Jesteś autorem książki „Jak ugotować polski bigos. Refleksje Polaka ukształtowanego w USA”, w której m.in. mówisz o tym, jak wiele można by się nauczyć od Ameryki. Jakie największe pozytywy systemu politycznego USA mógłbyś wskazać?

System polityczny, to w rzeczywistości jeden system prawny, oddziałujący na system polityczny, społeczny i ekonomiczny, a to już całość państwa.

W systemie ekonomicznym Ameryki podoba mi się wysoka kapitalizacja. Państwo nie przewozi obywateli pociągami, czy samolotami, nie wyświetla im obrazków w TV, nie wynajmuje im nieruchomości i nie posiada tysięcy innych firm. Robi o wiele więcej; stwarza warunki do tego, aby inni obywatele mogli to robić. Jednocześnie, to jest właśnie tanie państwo zajmujące się wyłącznie tym, czym państwo zajmować powinno się, zbieraniem podatków. Stąd, w życiu każdego Amerykanina te dwie pewne w życiu rzeczy „śmierć i podatki”.

W systemie społecznym lubię np. to, że pieniądze w amerykańskim systemie emerytalnym, Social Security, są własnością każdego Amerykanina i to indywidualnie, bo tam rząd zmusza do oszczędzania każdego obywatela, w czasie rzeczywistym, na indywidualne konto w prywatnym banku obsługującym rząd na zasadzie outsourcingu. Straty na obsłudze są minimalne, jak to w banku, a żaden polityk nie ma do tej obywatelskiej kasy fizycznego dostępu, a tym bardziej legalnego dostępu, tak jak tu. Dlatego Amerykańskich podróżujących emerytów można spotkać na całym świecie, a gdy wprowadza się zmiany w systemie emerytalnym, to działają natychmiast, a nie za 30 lat, bo żadne pokolenie nie pracuje i nie oszczędza na inne, tylko każdy na siebie w czasie rzeczywistym. Jeśli ktoś nie chce pracować, to nie ma. To jest sprawiedliwość społeczna i ponownie tanie państwo. Ale, jaki naród, takie prawo.

W amerykańskim systemie politycznym absolutnie najbardziej podoba mi się to, że wymyślając demokrację parlamentarną, Amerykanie wyciągnęli dobre wnioski z „bolszewickiej” rewolucji francuskiej i wykluczyli z systemu wszystkich oprócz arystokracji. Amerykańska demokracja jest inna niż zachodnio europejska, a jeszcze bardziej inna niż polska. Amerykańska demokracja jest wysoce kontrolowana. Lud nie ma głosu i w ten sposób sam sobie nie może zaszkodzić. Ojcowie Amerykańskiego systemu wbudowali w system prawny amerykańskiej demokracji wiele zupełnie niedemokratycznych systemów bezpieczeństwa, chroniących zwykłych ludzi przed nimi samymi. Obywatele mają być wyłącznie beneficjentami geniuszu myślicieli. W konsekwencji, jedynie w ten sposób można osiągnąć wartości i ideały demokratyczne dla każdego, ale, sam sposób jaki do nich prowadzi demokratyczny być nie może. To system w całości zaczerpnięty z Republiki, Platona. Mówią i robią tylko ci, którzy mają coś do powiedzenia, czyli filozofowie. Takie fundamenty dali Ameryce „ojcowie założyciele”, wizjonerzy i mężowie stanu. Ameryka została na raz wymyślona i założona przez intelektualistów. To rzadki przypadek w historii państw i narodów.

Czego Europejczycy jako obywatele powinni się nauczyć od Amerykanów?

Indywidualizmu!!! Amerykanie to naród bohaterów i indywidualistów. Jedno idzie w parze z drugim. Takiego właśnie cowboya widzimy w postaci Donalda Trumpa. Tak daleko Ameryka odeszła w ostatnich paru dekadach od tych wartości, że dzisiaj, Cowboy, idealny i jedyny amerykański bohater, uosabiany i wyrażany przez amerykańskie społeczeństwo także w postaciach Batmana, Supermana, czy jakiegokolwiek innego superbohatera, jest obecnie przez wielu uważany za największe zagrożenie dla tego kraju stworzonego przez Cowboyi. Gdyby wygrał wybory, Trump będzie idealny dla Ameryki. Ogólnie, Amerykanie nie oglądają się na nikogo, nie na kodeks pracy, nie na płatny urlop, karzą złych i nagradzają dobrych niezależnie kim tamci są, nie unikają odpowiedzialności i nie użalają się nad sobą, a w szczególności nie gloryfikują swoich klęsk, bo klęska to klęska i nie można tego inaczej odebrać, lecz najlepsza okazja do wyciągnięcia wniosków. Tak dokonuje się postęp. Nie poddają się i nie zatrzymują na jakimś pośrednim etapie. Myślą do przodu, nikogo nie gonią, bo sami kreują własną rzeczywistość. Po prostu, oni zdobywają kosmos, tak samo jak zdobyli Amerykę i księżyc, więc dlatego mamy pewność, że kiedyś ludzkość opuści ziemię. Indywidualizm to fundament, ale jest wiele poza tym, czego można by nauczyć się od Amerykanów.

Co myślisz o postulacie, żeby w miarę możliwości oddziaływać pozytywnie wokół siebie?

To podstawa i na tym polegają różnice pomiędzy sukcesem i klęską narodów, w każdym sensie. Dziecko, zanim dorośnie, w ciągu kilkunastu lat, poprzez pozytywne oddziaływanie innych, musi nauczyć się i mieć przekazaną całą spuściznę tysiącleci danego narodu, potęgę oraz ogrom cywilizacji i kultury, całość sensu egzystencji nieprzekazywaną genetycznie. To niewiarygodne. Uczymy się w domu, w szkole, od parlamentu i na ulicy. To są instytucje pozytywnego oddziaływania, lub w przypadku większości narodów niekorzystnego, przyjmując za wzorzec cywilizację zachodu oczywiście, albowiem świat sam przejmuje taki wzorzec i uzachodnia się, cywilizuje się coraz bardziej w tym kierunku.

Oddziaływujemy też na małą skalę. To jest zapewne, o co pytasz. Tu wkracza pojęcie rozpoczęcia zmian od siebie samego. Każdy wówczas staje się przyziemnym mesjaszem dobrej nowiny i dobrym pasterzem. Często też, na różne sposoby indywidualnie oddajemy coś społeczeństwu, odwdzięczając się za własny szczęśliwy los. Normalni ludzie mają naturalną potrzebą dzielenia się z innymi własnymi nadwyżkami czegokolwiek. To altruizm.

To wszystko uczłowiecza i humanizuje obydwie strony. Nie można być człowiekiem w pełni i nie dzielić się własnym sukcesem, choćby świadomością, z innymi, mniej fortunnymi, czy mniej obdarowanymi.

Czasem w Twoich wypowiedziach pojawia się pojęcie niewolnictwa. Co sądzisz o wolności człowieka i o konieczności podejmowania prac, których nie chce się podejmować?

To jedynie naturalne. Niech nikt nie śmie zachwiać tego naturalnego ekosystemu. To łańcuch pokarmowy. Drapieżne narody, żeby żyć, muszą wykorzystywać narody „roślinożerne”, a „narody nie grają fair, gdy chodzi o przetrwanie”. Analogicznie, jednostki muszą wykorzystywać inne jednostki. Inaczej nie da się żyć. Tak działa cała fauna, a także i flora, bo to najbardziej ekonomiczny sposób na życie. Gdzie ludzie ingerują w ten stan rzeczy, wszyscy mają problem, kraje i narody biednieją, a społeczności są skłócone. Zanika hierarchia, a z nią porządek. Na powierzchnię wypływają ci, którzy nie są królami ekosystemu i nie potrafią regulować go. Nigdy nie unikniemy konkurencji na ziemi, aby jak zwykła roślina, po innych wspiąć się do światła.

Oczywiście niewolnictwo, jako takie, powinno być zakazane. Ale i tak nie unikniemy go np. pod postacią neokolonializmu. To niemożliwe, żeby natura działała inaczej. Potrzebny jest zdrowy ekosystem i łańcuch pokarmowy. Odstępstwo od tego, może być jedynie eksperymentem społecznym.

Kiedyś przewidywano, że roboty zastąpią w pracy ludzi. Jak patrzysz na rozwój technologii?

Za moment, wszystko bez wyjątku będzie elektryczne i bezprzewodowe. Potem, wszyscy będziemy mieli te wtyczki w potylicy. Potem, maszyny na pewno uzyskają inteligencję. My tylko naśladujemy naturę, a ona właśnie tak działa. My jesteśmy maszynami operowanymi komputerami, które uzyskały inteligencję. Jedynie technologia jest inna. Przecież, w dziejach ludzkości nie zmienia się nic oprócz technologii. Postępu, czy nawet zmian na gorsze, jeśli ktoś chce tak to określać, nie da się zatrzymać. Równie dobrze można by żałować minionego średniowiecza. To nie jest zależne od samych ludzi. Mamy to w kodzie genetycznym. Zresztą, nie tylko my. Możemy jedynie przyglądać się temu. Ciekawie jest obserwować, jak wszystko zmienia się. To i tak będzie taki sam świat, jak dzisiejszy czy przeszły. Nie zmieni się nic, oprócz technologii. Jestem za tym, rozumiem i nie neguję.

Prowadzisz restaurację Pasta Mia. Jak zainteresowałeś się kuchnią włoską?

Już nie prowadzę restauracji. Sprzedałem ją w Lutym, jako dobrze działający business. Kuchnią zainteresowałem się na studiach, gdy pracowałem jako kelner w dwóch włoskich restauracjach. Chłonąłem wszystko na ten temat, bo miałem naturalną ciekawość, a to wystarczy do czegokolwiek. Od wtedy zawsze chciałem mieć własną restaurację. Zrealizowałem moje marzenie. Mogłem zatem, wjechać autem do Wisły, wyrzucić telefon w krzaki i oddać się następnemu wyzwaniu, które jest inspirujące.

Czy dało by się poprosić Cię o jakiś przepis na danie, które mógłbym sobie ugotować w domu?

Obierz duże surowe krewetki zostawiając ogonki, posiekaj w grubą kostkę świeże borowiki, dorzuć to do patelni na której w oliwie i maśle wysmażyłeś już krótko czosnek, podsmaż razem przez chwilkę i dodaj białego wina. Wszystko zawsze na średnio dużym ogniu. Temperaturę regulujesz czasem wysmażania. Dorzuć świeżych ziół, świeżo zmielonego pieprzu i soli do smaku. Prosto z garnka dodaj makaron włoskiej produkcji z odrobiną tej mącznej wody, najlepiej długie wstążki. Wymieszaj na patelni dodając Parmigiano Reggiano, choć Włosi nigdy nie dodają sera do owoców morza, ale ja lubię, i przesyp na talerz posypując natką i jeszcze serem oraz pieprzem. Danie jest gotowe, gdy krewetki całe przyjmą kolor czerwony a wino i woda częściowo odparują zagęszczając sos. Powinno zająć mniej czasu niż gotowanie się makaronu, na jędrno oczywiście. To danie bardzo szlachetne o zaskakującej, lecz dobrej kombinacji smakowej i do tego sezonowe ze względu na świeże borowiki. Podaj z pełnym białym winem typu Chablis, Champagnem, lub bardzo lekkim, nawet lekko schłodzonym czerwonym winem typu Pino Noir, czy Beaujolais.

Na pasty patrz w ten schematyczny sposób. Zawsze jest oliwa, czosnek, zioła, ser i makaron. To, we włoskiej kuchni, już jest pasta Aglio Olio, czosnek i oliwa, doskonały dodatek do mięs, ryb, takie nasze kartofle. Potem dodajesz, co chcesz, lub co akurat masz w lodówce. Gdy dodasz pomidorów, to masz w sosie pomidorowym, gdy dodatkowo kurczaka, to masz z kurczakiem w sosie pomidorowym i może z chili. Gdy dodasz kurczaka, śmietany i szpinaku, to taką masz pastę. To jak robienie kanapek. Zawsze jest chleb i masło, a potem... To genialna kuchnia. W ciągu roku, nauczysz się na własnych błędach i dojdziesz do dużej wprawy. Włoska kuchnia to 2-3 doskonałe składniki, nic wysmażone na marmoladę i już. Składniki często półsurowe, bo i po co maltretować doskonałą bazylię, jakieś egzotyczne pomidory, czy Anchois. To kuchnia identyczna do chińskiej. Inne są wyłącznie kombinacje smakowe. Mówimy tu o pastach.

Smacznego Piotr.