Wczoraj podczas egzaminu ustnego jeden ze studentów zaczął podpowiadać osobie odpowiadającej. Kilka dni wcześniej może bym się tylko skrzywił, albo nawet nic bym nie zrobił, ewentualnie poprosił bym żeby przestał. Jednakże, po lekturze bigosu inaczej patrzę na takie działania. Zapytałem, po co to robi, i powiedziałem że przecież to nie ma sensu. Można by jeszcze dodać, że to szkodzi Polsce - bo o tym właśnie przypomina książka "Jak ugotować polski bigos".
Książka Wojciecha Turyka nie jest diagnozą ani receptą, jest natomiast potężną inspiracją. Nie wiem, czy bigos jest daniem znanym w innych krajach, ale użycie w tytule sformułowania "polski bigos" jest moim zdaniem majstersztykiem. Poza tym cała książka jest napisana barwnie, w sposób autentyczny i ciekawy. Przeczytałem ją prawie jednym tchem, a podczas przerw w czytaniu myślałem o tym, żeby wrócić do lektury. Z zainteresowaniem zapoznawałem się z wątkami autobiograficznymi, niekiedy przypominającymi dobrą powieść. Twarda oprawa, przyjemny w dotyku papier, logiczny układ poszczególnych rozdziałów - to kolejne czynniki zachęcające do czytania.
Omawianej książce może być przypisana rola zachęcająca do dyskusji na wiele tematów, ogólnych i szczegółowych, o znaczeniu podstawowym i marginalnym. Umiejętność dyskutowania powinna być w miarę możliwości pielęgnowana i traktowana jako istotny element edukacji. Właśnie zawarte w książce uwagi dotyczące edukacji są jednymi z trafniejszych rozwiązań proponowanych przez Autora. Powinny być on przeczytane bardzo dokładnie. Niektóre pomysły wymagają dopracowania, niektóre trzeba odrzucić, ale niektóre mogły by być z powodzeniem wdrożone. Jak zauważa Autor, na edukację należy patrzeć całościowo, jako na system, i systemowo należy go ulepszać, jednakże poszczególne przykłady i sugestie mogły by być świetnym wprowadzeniem do dyskusji.
Dwukrotnie byłem w Stanach Zjednoczonych Ameryki, pierwszy pobyt wspominam źle, drugi dobrze, ale podczas obu czegoś się nauczyłem. Polska wiele mogłaby zyskać, wysyłając szerokie rzesze osób na edukację np. do Szwecji, Anglii, czy właśnie do USA. Dobrym rozwiązaniem jest w wielu przypadkach także zapraszanie do szkół różnych szczebli nauczycieli z takich krajów. Podczas studiów, na UMCS w Lublinie, uczęszczałem na zajęcia prowadzone przez wykładowcę amerykańskiego. Po odrzuceniu otoczki propagandowej, dało się bardzo wiele skorzystać z tych zajęć, i wiele zaobserwować. Poza konkretnymi informacjami ważna też była forma przekazywania poszczególnych treści - bardzo klarowna, obrazowa i w miarę nieformalna. Mimo, że wiele amerykańskich rozwiązań w zakresie edukacji jest uznawanych w Polsce za kontrowersyjne, to jednak plusy zdecydowanie przeważają nad minusami tamtego systemu, i wiele rzeczy powinno być umiejętnie przenoszonych na nasz grunt. Poza tym wiedza praktyczna o metodach nauczania stosowanych w USA może być elementem poszerzania horyzontów, i nawet jeśli niektóre rozwiązania nie będą stosowane, to świadomość ich istnienia może ulepszyć podejście do metod tradycyjnych.
Autor wielokrotnie porusza się wokół tematyki związanej z religią, czy bardziej z jej instytucjonalnymi przejawami. Nie dochodzi jednakże do kluczowego wniosku, że omawiane problemy wynikają z dominacji katolicyzmu. Moim zdaniem, spędzenie jakiegoś czasu w krajach takich jak Włochy czy nawet Francja prowadziło by do podobnych wniosków, a życie tam dostarczyło by wielu przykładów zepsucia w sferze polityki czy codziennych zachowań. Polska nie jest tu wyjątkiem, chociaż oczywiście ma swoją specyfikę, choćby w postaci tytułowego bigosu. I właśnie specyfika poszczególnych krajów łączyć się może z tym "jak źle tam jest". W krajach katolickich ludzie w większości nie są normalni, i nie należy się po nich spodziewać zachowań odpowiedzialnych czy uczciwych. Jednakże silne we Francji ruchy antyklerykalne umożliwiają uniknięcie np. wyłącznie ogłupiającej roli telewizji. Przywoływane w książce przykłady wspaniałej włoskiej architektury związane są z fermentem religijnym z czasów Odrodzenia. Pojawiające się w kilku fragmentach książki wrzucanie Polski do jednego worka z Ukrainą i z Rosją natomiast nie zbliża nas do właściwej oceny sytuacji poszczególnych krajów.
Wiele obserwacji zawartych w książce pozwala otworzyć oczy na otaczające nas problemy. Jednakże wiele proponowanych rozwiązań uważam za błędne czy za uproszczone. Dwie kwestie, czyli dotyczące możliwości reformy Kościoła katolickiego jak i nastawienia do lewicy, uważam za ujęte wręcz w sposób szkodliwy.
Niektóre informacje dotyczące Ameryki, mimo tego, że moja wiedza na jej temat jest dużo uboższa niż wiedza Autora, mogłem uznać za nieścisłe. Np. początki Stanów Zjednoczonych Ameryki wiążą się nie tylko z purytanizmem (chociaż jego rola jest w wielu kwestiach wielka, a dla gospodarki bardzo pozytywna), ale także z antyklerykalizmem. Napis o treści religijnej zaczął być umieszczany na banknotach dolarowych długo po powstaniu tej waluty, a wprowadzony został podstępnie i przy szeregu sprzeciwów. Sprawa wiz dla obywateli Polski w książce została przedstawiona jednostronnie, i jest tylko powielaniem amerykańskiej propagandy (to nie jest tak, że odsetek wniosków rozpatrzonych odmownie wynika tylko z prób jechania do Ameryki osób, które zamierzają tam pracować nielegalnie - należy pamiętać też o tym, że urzędnicy z ambasady USA mają nieformalne zalecenia odmawiania wydania wizy pewnej części osób, właśnie po to, aby ilość odmów nie obniżyła się do poziomu uprawniającego do znoszenia wiz wobec obywateli danego kraju). Nawet jeśli nie wszystkich te słowa przekonają, to należy je brać pod uwagę jako jeden z dopuszczalnych poglądów - a Autor wielokrotnie podkreśla znaczenie poszanowania różnych opinii i rolę szacunku dla współobywateli, mających różne opinie.
Stosunek Stanów Zjednoczonych Ameryki do Unii Europejskiej nie jest jednoznaczny. Autor tylko w pewnym stopniu wypowiedział się w temacie miejsca Polski w Europie. Nie jest to zarzut, gdyż nie o tym miała być ta książka, jednakże taki sposób opisu sprzyja działaniom amerykańskim osłabiającym jedność Unii. Właśnie Unia Europejska może być traktowana jako równorzędny partner Ameryki, zaś rolą Polski jest przede wszystkim jak najlepsze współdziałanie z innymi krajami unijnymi.
Wielkim dla mnie wyróżnieniem było przywołanie w książce cytatów mojej osoby. Kiedy pod mottem przywołanym nad jednym z rozdziałów przeczytałem moje nazwisko, byłem zaskoczony (najpierw przeczytałem myśl, pomyślałem "zgadzam się, ciekawe kto to powiedział"), a nawet poczułem się lekko skrępowany. Chociaż przyznaję, bardzo mi miło, chyba właśnie po to piszę - to znaczy nie po to, żeby być cytowanym, ale po to, żeby ktoś uznał moje słowa za na tyle trafne, żeby np. zechciał je umieścić jako motto przed swoim tekstem. Zapewne również w podobnych celach pisze Wojciech Turyk - żeby oddziaływać. Oczywiście Autor bigosu wie najlepiej, co chce ze swoim potencjałem zrobić. O ile nie będzie koncentrował się na destrukcji, tylko na działaniach pozytywnych, o ile będzie umiał słuchać argumentów, i wdrażać wartościowe rozwiązania w życie, to może wnieść do swojego otoczenia bardzo wiele. Czy uzna, że ta książka to spełnienie misji, czy wykorzysta swój autentyczny talent pisarski i będzie pisał kolejne dzieła, czy zajmie się działalnością społeczną, czy skoncentruje się na działaniach kulinarnych, albo jeszcze innych?
Wojciech Turyk: Jak ugotować polski bigos - refleksje Polaka ukształtowanego w USA, wydawnictwo Novae Res, Warszawa 2010, ss. 259.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tubyłem, b. dużo literek, jeszcze wruce!
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń