Miałem styczność z kulturą studencką. Ogólne wrażenie mam dobre, świetnie się bawiłem. Widowiskowość, wręcz rozmach, ale przede wszystkim widziana satysfakcja osób biorących udział w tworzeniu tego przedstawienia - to dało mi ogromną radość. Dodatkowo kilka piosenek od razu wpadało w ucho.
Mam jednak kilka skojarzeń natury bardziej społecznej, czy też moralnej niż artystycznej. Porwanie księcia, a później pokazanie zainteresowania romantycznego nim przez piratki jest naganne moralnie. W spektaklu nie zostało to ukazane jako złe. Mieliśmy dodatkowo do czynienia z wieloma stereotypami płciowymi.
Co prawda można odbierać całość akcji jako parodię, jednak w sumie złe działania nie zostały potępione.
Momentami było za dużo gadania, a zauważenie przez grupę aktorską widowni troszeczkę zepsuło magię chwili. Jednak moim zdaniem zobaczyliśmy sporo talentów i odpowiednio dobrej gry aktorskiej.
O ile w pewnym momencie intryga była całkiem wciągająca, to akcja w sumie do niczego nie doprowadziła. Ale zdaję sobie sprawę, że proszenie o wydłużenie przedstawienia jeszcze o kilkadziesiąt minut nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Po spektaklu z pełnym przekonaniem biłem brawo, na stojąco. A przedstawienie dało mi wiele do myślenia i było inspirujące.
Nie potrafię znaleźć informacji o osobach, które współtworzyły przedstawienie. Co prawda było to odczytane, ale nie notowałem. Wiem tyle, że spektakl stworzył Teatr Fatum.
filmik:
https://www.instagram.com/p/DG35D2NsOjJ
czwartek, 6 marca 2025
Mini recenzja ze spektaklu Piraci
poniedziałek, 1 lutego 2021
Aleksander Wójtowicz - Epoka wielkiego zamętu - recenzja
Mam przed sobą książkę wspaniałą, inspirującą i przywołującą szereg wspomnień i skojarzeń. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem badaczem literatury przedwojennej, ani nawet miłośnikiem powieści powstałych w tamtym czasie - jednak myślę, że mam prawo po swojemu czerpać ze źródła wiedzy poświęconego wskazanym zagadnieniom. Przez chwilę nawet przeszła mi przez głowę myśl, że zamiast czytać dziesiątki książek, dzięki tej publikacji mogę zdobyć wiedzę o najcenniejszych wątkach czy też przesłaniach danych prac, jednak po chwili zrozumiałem, że czerpię z "Epoki wielkiego zamętu" coś cenniejszego.
Kiedy zobaczyłem, że wśród przywoływanych publikacji jest książka "Łowcy mikrobów" P. de Kruifa, wiedziałem, że mam do czynienia z szerokim spojrzeniem na omawiane zagadnienia. I właśnie umożliwienie szerszego spojrzenia na tytułową epokę uznaję za główną zaletę książki. Na jej kartach przewija się mnóstwo tytułów słynnych i mniej słynnych prac, mamy do czynienia z przeglądem poglądów i z całą listą znanych postaci. Dodajmy, że każda z postaci ma w tym kontekście tak plusy, jak i minusy - co nie oznacza spłycenia analiz postaw, tylko wiąże się z całościową perspektywą spojrzenia z dystansu.
Czasem zastanawiam się, dlaczego badacze literatury mającej sto lat nazywają tę literaturę "współczesną". Dlaczego terminy takie, jak "awangarda" czy "nowoczesność" - jako nazwy własne - odbierają nam awangardowość i nowoczesność. W razie czego dodaję, że mam w sobie zarówno chęć poszukiwania nowego, jak też pragnienie czerpania z epok, z którymi czuję pokrewieństwo. Widząc naiwność tamtych autorów mogę być pewien płytkości własnych rozważań, ale zachwyt nad tworzonymi przez nich arcydziełami każe mi się nie przejmować, a wręcz ich naśladować.
Książka Aleksandra Wójtowicza składa się z artykułów w większości już publikowanych, jednak praca tworzy spójną całość. Poszczególne rozdziały są spojrzeniami na wybrane szczegółowe zagadnienia. Znajdziemy rozważania o zmianach obyczajowych i technologicznych, o utopijności i nieracjonalności niektórych działań i tendencji, i mnóstwo informacji o książkach - o ich przesłaniu i aktualnym ich postrzeganiu.
Ciekawe jest wyodrębnienie "Bibliografii podmiotowej" i "Bibliografii przedmiotowej" - już samo to rozróżnienie może być pretekstem do rozważań na temat analogicznych kwestii np. w zakresie teorii organizacji, ale także w odniesieniu do poziomu meta i miejsc krytyki literackiej oraz historii literatury. W pracy stosowane są przypisy na końcu rozdziałów - dla mnie nie jest to problem, chociaż nie każdemu będzie się chciało wertować kartki w poszukiwaniu danego tytułu.
Pozwolę sobie jeszcze - aby ukazać przykłady używanego języka - zacytować dwa zdania z książki: "Był to zresztą gest, w którym jedno z kluczowych haseł nowoczesności odsłaniało swoje irracjonalne zaplecze: mistyka przygody i awanturnicza fantazja okazywały się tutaj o wiele silniejsze od drobiazgowo opracowanego harmonogramu wyprawy, a metafizyczny impuls bardziej wpływowy niż racjonalne plany" - o idei czynu "rozrywającego koło", s. 127. I jeszcze - s. 146, na temat tekstów J. Kadena-Bandrowskiego: "Narrator, podobnie jak wielu nowoczesnych propagandzistów przed nim (i po nim), bez skrupułów korzystał z retorycznego arsenału oświecenia, przechwytując jego argumenty i używając ich do uzasadnienia działań wojennych". Używany w pracy język jest nie tylko precyzyjny, ale też piękny.
Czy omawiane czasy i dzieła w nich powstałe są aktualne? Możemy podziwiać przenikliwość proroctw i uśmiechać się, patrząc na błędność dążeń, ale warto również dostrzec wpływ omawianych zdarzeń na nas i na nasze czasy. Nie chodzi tylko o podobieństwa, chociaż i takie istnieją, ale o dziedzictwo.
Aleksander Wójtowicz, Epoka wielkiego zamętu - Szkice o literaturze nowoczesnej (1918-1939), Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2020, ss. 174.
piątek, 22 listopada 2019
Justyna Leja - Z szuflady niemych myśli
Zaglądam do środka, klarowne strony, elegancja i zrozumiałość. Nawet wstęp i zakończenie (czyli odpowiednio "Drogi czytelniku!" oraz "podziękowania") przybrały formę wierszy ze zwrotkami, to nawet ciekawe z formalnego punktu widzenia.
Ale zacznijmy od tego, skąd mam ten tomik (w dodatku z dedykacją!). Wygrałem go na instagramowym konkursie, zorganizowanym przez Autorkę. Od dawna czytam teksty tej Poetki, są one dopracowane, obcowanie z taką lekturą jest przyjemne.
Co ogólnie można powiedzieć o tych wierszach? Nie jest to dążenie do przewrotu, nie ma tu ataków na coś czy zmagań z formą. Mamy tu do czynienia z cieszeniem się spokojem. Wiersze są dobrze zredagowane, dobór słów nie jest przypadkowy, tylko przemyślany.
Weźmy jakiś przykładowy wiersz:
NIE MARTW SIĘ
Tak trudno jest kogoś podnieść,
jeszcze trudniej samemu wstać,
już nie martw się o mnie,
zrzućmy ten plecak
smutnych wspomnień
i chodźmy nad staw.
Na mnie to zadziałało, tak jak działają wiersze haiku. Czuję podobny klimat, jest wskazana jakaś sytuacja, jakaś mgiełka zmartwienia, które jednak nie może nas przytłoczyć. Jeśli miałbym szukać skojarzenia z twórczością jakiejś osoby, to mi do głowy przychodzi Horacy. Podobny spokój, niekiedy filozoficzne podejście do prostych spraw.
Jest to poezja notująca uczucia. Mamy tu do czynienia nie tylko z ekspresją, ale też ze zrozumiałą komunikacją. Myślę, że na spotkaniach autorskich odbiorcy z przyjemnością słuchają tych wierszy.
Justyna Leja, Z szuflady niemych myśli, Ridero 2019, ss. 51.
https://www.instagram.com/justyna_pisze_wiersze
środa, 29 sierpnia 2018
Tomasz Rożek - Kosmos
Jakość nagrania dobra, ale dosyć monotonny sposób czytania. Przyznaję, że pod względem aktorskim głos czytającej Pani jest bardzo dobry.
Podoba mi się, że Autor przyznaje, że czegoś nie wie. Z drugiej strony czasami zabrakło mi przypomnienia, że przedstawiane teorie... są teoriami. Czyli że to są jakieś koncepcje, próby wyjaśnienia. A kiedy w początkowym fragmencie pojawił się wątek teistyczny, to już wiedziałem, że książka będzie miała ograniczenia - po prostu przyjmując taki aparat pojęciowy bardzo trudno uprawiać naukę. Z drugiej strony Autor śmiało pisze o Wielkim Wybuchu - czyli o koncepcji zwalczanej kiedyś przez niektóre organizacje religijne.
Książka jest jednak bardzo inspirująca, skłania do przemyśleń i dyskusji. Zawiera też bardzo wiele informacji. Informacje te przedstawiane są w sposób zrozumiały. Podziw budzi ogrom wiedzy Autora, i zdolność do ogarnięcia oraz uporządkowania tak wielu zagadnień.
Rewelacyjne są porównania np. gwiazd do społeczeństw, w ogóle gwiazdy zostały omówione w sposób rozbudowany i zarazem fascynujący. Pomijam tu ocenę fragmentów dotyczących życia, to by był materiał na odrębną dyskusję.
W audiobooku pojawiają się nazwiska ważnych fizyków/astronomów. Informacyjna i edukacyjna rola książki nie budzi wątpliwości. Dzięki tej książce można zdobyć wiedzę zarówno o samym istnieniu jakichś postaci ze świata nauki, jak też o sposobach ich rozumowania.
Nie jestem pewien, czy forma audiobooka była odpowiednia dla tej treści. Oryginalną wersją jest wersja drukowana/pdf - i taka wydaje mi się odpowiedniejsza.
Omawiana książka jest pierwszą z cyklu. Dwie kolejne mają opowiadać o człowieku, i o rzeczach bardzo małych. Chciałbym w przyszłości do nich sięgnąć.
Tomasz Rożek - Kosmos.
Biblioteka Akustyczna, 2018.
Czas nagrania: 4h 19min, format mp3.
Dla pełnej informacji dodaję, że dostęp do książki uzyskałem dzięki platformie czytampierwszy.pl - zachęcam do zapoznania się z nią bliżej. Mam nadzieję, że swoją opinię dotyczącą książki przedstawiłem w sposób rzetelny.
sobota, 10 marca 2018
zwyczajnie fenomenalnie
Okładka w wersji papierowej jest dużo przyjemniejsza, niż jej wersja elektroniczna. W dodatku pasuje do stylu Autora, całość jest spójna, i właśnie taka, jaka powinna być. Ten zbiorek (mówimy o tomiku noszącym tytuł "Kilkadziesiąt zwykłych wierszy") to świadome zamknięcie pewnego etapu pisarskiego. Wstęp (a raczej "Od autora trochę zdań") fascynuje, aż chciałoby się powiedzieć, że "jest wyrazem wysokiej świadomości twórczej Autora", ale to by było zbyt sztampowe i sztywne. Jest tu trochę niedokładności (np. powtórzenie słowa "nadmiernego", s. 5), ale to nie psuje obrazu całości. Układ poszczególnych stron, struktura całego zbiorku, krój pisma i ogólnie klimat - to wszystko pozwala czytelnikowi się wyluzować i cieszyć się lekturą.
Weźmy jakiś wiersz, dla przykładu:
także widoczny stał się ogólnoświatowo
i cały świat zaczął do mnie pisać
i czegoś chcieć
chciał bym udzielił mu wsparcia
pomógł
i popierał
żebym przytaknął
i zaklaskał
i zwyczajnie pieniądze przekazał też
zachłanny jest świat
mnie nic nie proponował
tylko chciał
złe mam zdanie o świecie
skrzynkę skasowałem
Zamiast skupiać soczewkę krytyka na języku, frazach czy tematyce, po prostu cieszę się, że mogę coś takiego czytać. Nakład publikacji to trzydzieści dwa egzemplarze, tym bardziej czuję się wyróżniony.
W tomiku są wiersze lepsze i gorsze (mnie drażnią wątki teistyczne, ale to już moja specyfika :) ), mamy haiku, mamy wiersze miłosne, jest autorefleksja i obserwacja społeczeństwa. Jest też rysunek psa, a na tylnej stronie okładki rozpikselowana notka biograficzna ze zdjęciem. Na mnie to działa pozytywnie, ale wiem, że wielu krytyków by odrzuciło twórczość, przedstawioną w takiej formie. Moim zdaniem jednak autentyzm jest ważniejszy niż zgodność z modami.
Nie wiem, jakie kolejne publikacje tego Autora będziemy mieli okazję przeczytać, ale zachęcam do śledzenia przyszłej twórczości Yanko Wojownika.
niedziela, 9 lipca 2017
Szara soczewka - recenzja
Przeczytałem aforyzm "Lektura może szczerbić światopogląd", no i z lekka się zastanowiłem. No bo jak to? Przecież ludzie powinni czytać, właśnie z braku lektury często jest brak zrozumienia... A potem myślę, że przecież wiele jest książek i tekstów tendencyjnych, odbierających człowiekowi rozum, no i Autor mnie przekonał.
Sporo jest aforyzmów o mądrości, o twórczości, np. "Sensowna wypowiedź to odpowiedni zestaw liter, fachowa wypowiedź to skomplikowany zestaw liter, mądra wypowiedź to najtrafniejszy zestaw liter", "Tytuł dzieła – od czegoś trzeba zacząć".
Niektóre można traktować mniej lub bardziej dosłownie, te zwykle mocno dają do myślenia, np.: "Skróty profanują szlak". Jest trochę krytyki katolicyzmu, np.: "Woda święcona to ciężki narkotyk". No i (jak to w aforyzmach) znajdziemy tu też różne znaczenia słów, np. "Pewne rzeczy nie są pewne do końca". Jest też mistyka, np. "Noc kreuje magię".
Większość aforyzmów zamieszczonych w zbiorku może być odbierana jako opinie Autora, no i tu przechodzimy do sedna sprawy. Kim jest Yanko Wojownik? (W razie czego przypominam nasz wywiad z 2014 roku: http://szreniawski.blogspot.com/2014/02/yanko-wojownik-wywiad.html). Autor wierszy, piosenek, miłośnik sprzętu elektronicznego (ale raczej nie nowości, tylko hardware'u do samodzielnego podłączania). Jak mówi notka na tylnej stronie okładki: "(...) poeta i gitarzysta amator. Autor krótkich opowiadań (...)".
Wracając do książki - całość składa się ze wstępu, części z aforyzmami "Myśli z tombaku", potem są wiersze, m.in. Haiku, i jeszcze wybór różnych innych tekstów, które w dużej mierze zawierają jakieś elementy poetyckie. Spójrzcie zresztą sami: "Siedział cicho przyczajony, obiektywnie się nastrajał, raczej bez własnego zdania. Obserwował świat z ukrycia i tak przetrwał kawał życia. Nie narzekał, bo tak wybrał tak się stało, był szczęśliwy wszystko grało".
Warto zwrócić także uwagę na wiersze haiku. Najpierw nie byłem pewien, czy tematyka jest zgodna z tą formą, ale potem pomyślałem, że tutaj tematyka to właśnie nowatorstwo, i po drugim czytaniu jestem przekonany, że jest w porządku.
wieś już bez płotów
traktor przełaje ćwiczył
traktorzysta w sztok
Oglądam czasem japońską telewizję NHK, gdzie m.in. czytają wiersze haiku nadesłane przez widzów z całego świata. Super, jakby Yanko tam też się załapał.
Kto powinien sięgnąć do tego zbioru? Osoby zainteresowane twórczością nieschematyczną, punkiem, tekstami, które czyta się na luzie, jednak trafiając na tematy głębokie. Pojawiający się niekiedy pesymizm raczej bardziej przyjmuje postać dystansu wobec świata. Być może taka postawa artystyczna związana jest z pewną antysystemowością Autora?
Książka opublikowana została w drukarni cyfrowej w niewielkim nakładzie, jestem pośród wyróżnionych dostępem do dzieła. Wersja elektroniczna być może znajdzie się kiedyś w sieci, ale na razie jest to publikacja totalnie niszowa i trudno dostępna. Nie mam pozwolenia od Autora na udzielanie informacji jak zdobyć tę książkę, szukajcie, może Wam się uda. Być może egzemplarze trafią do bibliotek? Moim zdaniem jednak opublikowane w tym zbiorze teksty nie powinny trafić tylko do bibliotek. Przynajmniej kilka aforyzmów zasługuje na bardzo szerokie rozpowszechnianie, warto, żeby jak najwięcej osób do nich trafiło.
sobota, 24 października 2015
Afryka
RZESZÓW
Przyjechaliśmy z Białegostoku, z krótkim przystankiem w Lublinie. Zameldowaliśmy się w hotelu i poszliśmy na spacer. Wybór był dosyć zasadniczy: pójść do galerii handlowej, czy do teatru. Wybraliśmy teatr, zakupiliśmy bilety, a że do spektaklu pozostało jeszcze sporo czasu, odwiedziliśmy jednak także galerię handlową :).
HAŁAS
To było nieprzyjemne. Nie lubię hałasu. Na spektaklu przesadnie głośno było kilkakrotnie - czasem uciążliwe dźwięki wydobywały się z maszyny - być może produkującej lód ("Maszyna produkująca lud" - jakże totalitarnie to brzmi. Skojarzeń zresztą było jeszcze sporo, m.in. z Be Black, Baby - ale to przyszło mi do głowy już po przedstawieniu), kolejny hałas o ile pamiętam - bo o Afryce trudno cokolwiek pewnego powiedzieć :) - pojawił się chyba jako bardzo nagłośnione mówienie czy jako stuknięcia w metalową rurę. Inne mniej uciążliwe oddziaływania także się pojawiały, m.in. skierowany także na publiczność dym. Oczywiście od dawna interakcje z publicznością są mi nieobce, mój stryj był aktorem m.in. w teatrze Grotowskiego, a ja w swoich improwizacjach poetyckich również robiłem różne (mniej lub bardziej przemyślane) akcje z różnymi osobami.
POCZĄTKI
Na właściwą salę przedstawienia wchodziło się jakimiś schodkami - przypominającymi drogę ewakuacyjną, zaplecze techniczne czy coś takiego. Po wejściu na salę zobaczyliśmy trochę sprzętu (kamery, mikser muzyczny, oświetlenie), u góry dziura w suficie, z materiału z tej dziury zrobiony był prowizoryczny ekran. Stał też namiot, ale uwagę bardziej przyciągała aktorka, leżąca na podłodze jak lwica na sawannie. Z tyłu było miejsce dla publiczności, rozkładane białe krzesełka. Część miejsc była zarezerwowana, obok mnie siadł dyrektor teatru. A w ogóle to dopiero o 19.00 zaczęli nas wpuszczać na salę, a o tej godzinie miał się rozpocząć spektakl - nie obyło się zatem bez opóźnienia. Co więcej, czekaliśmy na jakiegoś gościa specjalnego, i kilkakrotnie pytany siedzący koło mnie dyrektor uzgadniał, że nadal czekamy. W końcu, po jakichś dziesięciu minutach czekania (supervip nie przyszedł :) ), dyrektor powiedział "niech zaczynają", i zaczęli!
OBSADA
Aktorzy: Sonia Roszczuk (Lwica Afrykanka), Piotr Wawer jr. (poszukujący Europejczyk), Maciej Pesta (imperialistyczny kolonizator), Klara Bielawka (bialutka), Jakub Ulewicz (Kapuściński), Anita Sokołowska (biegająca). Autorka: Agnieszka Jakimiak, reżyseria: Bartek Frąckowiak. Muzyka: Krzysztof Kaliski (pewnie z dzisiejszym sprzętem to proste, ale rewelacyjne było dodawanie na żywo kolejnych efektów w scenie z "jakby laboratorium", kiedy połączyły się m.in. efekty plusku wody, szumu, i wiele innych). Ogólnie mówiąc, na festiwalu nowego teatru w Rzeszowie miał występ zespół z Teatru Polskiego w Bydgoszczy.
AKCJA
Przywoływane są reportaże Ryszarda Kapuścińskiego z Afryki. Lata sześćdziesiąte, uzyskiwanie niepodległości, rewolucje i problemy. Jeśli chodzi o akcję sceniczną, to można wskazać na cały szereg ciekawych patentów, w stylu nakładania na siebie obrazów filmowanych na żywo aktorów i fotografii, wykorzystywanie gadżetów, farb i w ogóle. Fajny był motyw znikania słów. Klimat Afryki rewelacyjnie przedstawiony - oraz to, że Afryki nie da się zrozumieć.
PRZESŁANIE
Poza wskazanym powyżej (że Afryki nie da się zrozumieć, przynajmniej kiedy jest się Europejczykiem), mamy do czynienia z mnóstwem ciekawych informacji, po prostu o najnowszej historii wybranych krajów afrykańskich. Jest marksistowska analiza uzależniania ekonomicznego Afryki od bogatych krajów Zachodu (mniej więcej o treści "posyłamy im jedzenie, żeby nie chciało im się produkować jedzenia", "Kościół katolicki jest odpowiedzialny za miliony ofiar AIDS w Afryce", "Polska i Uganda są podobne"). Zastanawiam się, jak w skrócie przedstawić przesłanie o wielkim długu Europejczyków wobec Afryki... może w stylu "Europejczycy spowodowali swoją aktywnością wiele nieszczęść w Afryce, ale powinni raczej pozwolić Afrykanom żyć po swojemu, niż narzucać im swoje rozwiązania", albo w stylu "Choćbyś pomalował się na czarno, nie zrozumiesz niczego z Afryki". Być może po prostu jako widz powinienem czerpać z tej sztuki ile się da, i jeśli kiedyś ten przekaz oddziała na moje decyzje, to to będzie właśnie przesłanie. Ale na razie odczuwam kontakt ze współczesnym teatrem, z dobrą robotą aktorską... odczuwam także (pewnie ulotne) zafascynowanie kontynentem afrykańskim. Byłem dwa razy w Maroku, i czuję że to za mało.
PODSUMOWANIE
Kiedy podczas studiów krytyki literackiej w USA omawialiśmy krytykę postkolonialną, zastanawiałem się, czy Polska zalicza się do krajów kolonialnych, czy do kolonii - doszedłem do wniosku, że Polskę zaliczać należy do obu kategorii. Moje odczucia z przedstawienia także obejmowały jednocześnie wiele wymiarów, jednak zdecydowanie przeważa zachwyt. Polecam "Afrykę" zdecydowanie!
CROWDFUNDING:
Przy okazji - licząc, że zaglądną tu miłośnicy kultury - chciałbym prosić o wsparcie projektu - chodzi o wydanie moich aforyzmów.
https://www.wspieram.to/projekt/5502/mysli-piotra-szreniawskiego
piątek, 21 czerwca 2013
Kapitan Wyderka
Chcę polecić świetne publikacje związane z postacią Kapitana Wyderki. Są to broszury instruktażowe, kolorowanki oraz - szczególnie mnie interesujące - komiksy.
Pięknie wydana przez Starostwo Powiatowe w Legionowie broszura "Pływaj z Kapitanem Wyderką" przedstawia cały szereg zagadnień ważnych i interesujących dla osób zamierzających zabrać się do nauki pływania lub chcących doskonalić swoje umiejętności pływackie. Broszura ma na celu zachęcenia do pływania różnymi stylami, przy zachowaniu reguł bezpieczeństwa. Podkreślane są zalety pływania, wielka rola wody dla życia, zalety wczesnego rozpoczęcia nauki pływania. Albumik zawiera także mnóstwo praktycznych porad.
Pewne wątpliwości i szereg wspomnień przywołało zawarte w broszurze określenie "Najważniejsza osoba na pływalni" odnoszące się do ratownika. Od razu przypomniałem sobie niefachowych, wręcz zagrażających bezpieczeństwu ratowników w Hiszpanii, poza tym postrzeganie ratownika jako osoby najważniejszej może prowadzić do wniosku, że dla niej w ogóle pływalnia funkcjonuje. Ratownik jest osobą, której należy słuchać i na której można polegać, jednakże generalnie jestem przeciwny hierarchiom pomiędzy ludźmi - choć jak wiadomo, hierarchie takie nie tylko pozwalają na organizację, ale także mogą służyć jako motywacja. Jeśli stwierdzenie, że ratownik jest ważny, może kogoś wspierać w nauce ratowania tonących czy w dążeniach do zostania ratownikiem, to niech i tak będzie.
Fantastycznie ukazane w broszurze zostały ukazane podobieństwa stylów pływackich do sposobów pływania zwierząt, od których te style wywodzą nazwy. Świetnie opisane są także zabawy służące przygotowaniu do nauki pływania oraz sposoby wykorzystania sprzętu służącego do nauki pływania. Z punktu widzenia prawa administracyjnego bardzo ciekawe jest także wskazanie wymogów zdobycia karty pływackiej.
Teraz przejdę do omówienia komiksów: "Kapitan Wyderka" (z podtytułem "Nie tylko dla dzieci...) oraz broszurki z dwoma komiksami "Wakacyjny patrol/Zimowy patrol".
"Kapitan Wyderka" to solidny zbiór historyjek, z ciekawą akcją a przede wszystkim pełnymi ważnych informacji. Komiks dobrze buduje atmosferę wobec warszawskiego Komisariatu Rzecznego Policji. Praca tytułowego bohatera komiksu, czyli antropomorficznie ukazanego policjanta Wyderki to prawdziwa służba dla dobra obywateli. Zauważmy, że poszczególne historie zawierają konkretne przesłania, np. dotyczące konieczności użycia kapoków czy sposobu zachowania w przypadku załamania się lodu - jak widać, tematyka komiksów nie ogranicza się do zagrożeń występujących latem. Widoczne jest to także we wspomnianym albumiku "Wakacyjny patrol/Zimowy patrol". Szeroki zakres tematyczny a także rozgrywanie się akcji w różnych porach roku tworzy atmosferę wręcz metafizyczną, człowiek z filozoficznym dystansem postrzega przemijanie, myśli o tysiącach osób kąpiących się, o wielości spraw, którymi zajmują się policjanci. Komiksy zrobione są bardzo dobrze, czyta się je z przyjemnością. Dodatkową, instruktażową rolę pełnią przeróżne gry (wśród nich gra planszowa "Wodne warcaby"), kolorowanki, wycinanki a także tabele nastawione ściśle na objaśnienie jakiegoś zagadnienia.
Koniecznie warto zauważyć dobrą robotę Autorów komiksu. Scenariusz: Kinga Czerwińska, Rysunki: Marcin Kwaśny, Kolor: Myszkowska.
kilka przykładowych plansz:
http://www.alejakomiksu.com/komiks/12805/Kapitan-Wyderka-Zimowy-Patrol-_-Wakacyjny-Patrol
Poza wymienionymi albumami, otrzymałem także ładne naklejki, zachęcające do zakładania kamizelek ratunkowych.
Obok wydawania aktów normatywnych czy administracyjnych, administracja publiczna korzystać może z różnych innych prawnych form działania - jedną z tych form jest podejmowanie działań społeczno-orgnizatorskich, związanych z informowaniem czy zachęcaniem do określonych sposobów zachowania. Tak właśnie należy postrzegać te komiksy, z pewnością potrzebne i ciekawe.
zachęcam do polubienia Kapitana Wyderki na facebooku:
https://www.facebook.com/pages/Kapitan-Wyderka/116162305195120
środa, 24 kwietnia 2013
recenzja drugiego dna
czyli mamy sobie scenariusz komiksowy (a zatem poziom meta - tekst ma być zrealizowany w formie kolejnego dzieła). zamiast opisać to tekstowo, albo pozostawić wybór rysownikowi, scenarzysta sugeruje graficznie, jak ma wyglądać struktura strony, czy też gdzie mają być ramki - wiecie o co chodzi. moim zdaniem jest to rozwiązanie do zaakceptowania. ważne, żeby pomiędzy scenarzystą a rysownikiem była komunikacja, i jeśli obu artystom to odpowiada, to super.
co do samego scenariusza - jak to się mówi: "jest w nim klimat". czyli jest tu przesłanie, nawet niejednoznaczne (jakby to była po prostu agitka, byłoby gorzej). są też elementy że tak powiem głębsze (jakbym dał w cudzysłowie, byłoby dziwnie). trochę o losach kraju, trochę o sensie wojny i walki. mamy też bohatera, romantyka w brutalnych, wojennych czasach.
to, co do mnie najbardziej jednak przemówiło, to poemiksowość tych plansz. to jest nie tylko scenariusz, ale gotowe dzieło do czytania i oglądania zarazem. czytam, patrzę, odczuwam. super. niektórzy lubią oglądać albumy malarskie w szarościach, może są i tacy, co lubią wyczuć klimat z tekstu opisującego rysunki. pamiętajmy też o rozmieszczeniu w kadrach - w tym się kryje dynamika, zmiany akcji.
jest też poezja, po prostu. solidna, twarda poezja.
Zbliżenie na oko Adama,
no powiedzmy pół twarzy,
najważniejsze, że z oka
bohatera, po policzku
cieknie łza.
jak się w to wczytać rewelka, moim zdaniem. jest tego więcej.:
Znowu dwójka bohaterów,
Adam zerwał się już na
równe nogi i stoi teraz
naprzeciw Jerzego.
Bohaterów widzimy z boku.
Kwestia Jerzego:
"Powstanie w końcu za nami."
lubię czytać takie rzeczy. bardzo dziękuję za udostępnienie scenariusza Autorowi - za którego zgodą pozwoliłem sobie wyszukać trochę dodatkowych sposobów odczytywania przesłanych plików. ale oczywiście podstawą jest to, jak będzie wyglądał gotowy komiks.
polecam wywiad ze scenarzystą:
http://jaroslawd.blogspot.com/2013/04/wywiad-dawid-kuca-rck-to-rewelacyjny.html
ale przede wszystkim polecam gotowy komiks:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.567836803236732.1073741826.259609507392798&type=1
sobota, 26 maja 2012
recka - Lewą ręką spisane
tekturowa, twarda oprawa, okładka ze skrzydełkami zawierającymi swoisty wstęp i informacje o Autorze, papierowa opaska jakie się umieszcza wokół bestsellerów i sporo innych rzeczy tworzy klimat bardzo przyjazny dla miłośników zinów, undergroundu i eksperymentów, a z drugiej strony granica odrzucająca mainstream nie została przekroczona (mimo tematyki oblewania tłumów zawartością toi-toiów) :)
grafika jest po prostu rewelacyjna. lubimy tę bezkompromisowość i po prostu bycie sobą. stawianie czoła plastikowemu światu zbyt dopracowanych komiksików ukazane zostało tu w postaci uruchomienia lewej ręki. stworzone w ten sposób rysunki są bardzo strawne i śmieszne w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
jeśli chodzi o treść, wątki tylko pozornie są porozrywane. mamy tu w istocie rzeczy spójnie przedstawioną historię.
w pierwszym komiksie (wątek urwany, chciałem pisać o treści wszystkich rzeczy po kolei, sami przeczytajcie :) ).
obecność w albumiku prac gościnnych można potraktować jako wyraz akceptacji projektu przez środowisko - czyli że nie jest to samotny krzyk zrozpaczonego Twórcy, tylko że wyrażone przez Niego idee znajdują pewne poparcie. wśród Autorów obecnych w albumiku jest kilka osób, z twórczością których chętnie się zapoznam (google, nadchodzę), i kilka, których dzieła znamy i cenimy.
staranność wydania uwydatnia się m.in. dzięki takim faktom, że strony, na których mowa o pomiętolonych stronach, faktycznie są pomięte. jest też plakat (z drugiej strony dostrzegamy szkice do komiksu). muszę kończyć, ale kurczę - fajny komiks!
środa, 2 maja 2012
Bydgoszcz, ach ta Bydgoszcz!
Bardziej szczegółowe dane: http://komiks.nast.pl/komiks/12297/Komiksowy-Przewodnik-po-Bydgoszczy
Zostałem zaszczycony także drugą przesyłką, albumik wydany w podobnej formie co Przewodnik: tym razem to albumik "Binio Bill i gwiazdy", z pracami gościnnymi na temat słynnego komiksowego kowboja. Fajne rysunki, ciekawe pomysły, super wydanie, przyjemnie przywołuje wspomnienia o kilku albumikach z Binio Billem, które miałem okazję czytać. Chętnie bym poczytał więcej!
więcej info: http://www.komiks.gildia.pl/komiksy/binio-bill/i-gwiazdy
wielkie podziękowania dla Szymona Kaźmierczaka za przybliżenie mi Bydgoszczy! http://butelkacoli.blogspot.com
piątek, 9 marca 2012
Łukasz Zilbert - Przygody Marianny Orańskiej
Dla Piotra - Artysty z Lublina,
którego niemoc twórcza się nie ima.
Pozdrowienia od kolegi komiksiarza,
któremu i książkę napisać sie zdarza.
Nie cytowałbym dedykacji, ale po pierwsze, jestem chwalony, he he, a po drugie, wprowadza ona w klimat całości publikacji. Dodam, że zacytowany tekst jest wpisany w formie minimalistycznego dymka komiksowego prowadzącego od mówiącej go twarzy. Mamy zatem rymowaną treść i rysunki.
Praca składa się z czterech rozdziałów, przeplatanych różnymi dodatkami.
Najfajniejszym tytułem rozdziału jest moim zdaniem odnoszący się do rozdziału czwartego "O Mariannie nie zapomnij lub się kijem w głowę rąbnij".
Treść publikacji to historia Marianny Orańskiej, "nietuzinkowej kobiety sukcesu", że tak się posłużę określeniem z notki biograficznej zamieszczonej pod koniec albumiku. Dodajmy, że poza tą notką biograficzną znajdziemy w opracowaniu też zdjęcie i informacje o Autorze pracy, czyli o Łukaszu Zilbercie, w środowisku komiksowym znanym jako Lukator.
Ciekawym przerywnikiem jest ilustracja szkicu, zdjęcia ołówka oraz odbitych śladów po kubku (jak sugeruje tekst - w kubku była kawa). W broszurze znajduje się także słowniczek, wyjaśniający co trudniejsze pojęcia, jak też kilka zadań dla czytelnika.
Praca inspiruje do myślenia nad różnymi losami rodzinnymi, nad zagadnieniami władzy czy nad feudalizmem, a ponadto przedstawia szereg interesujących faktów. Całość czyta i ogląda się przyjemnie, wręcz kibicujemy głównej bohaterce.
Świetny pomysł, bardzo podobające się ilustracje, niesamowity miejscami humor, a całość zrozumiała i wciągająca.
Powinienem się powstrzymać, bo to niegrzeczne się czepiać, no ale nie potrafię się powstrzymać, nawet jeśli rzeczy które mi się nie podobają to tylko szczegóły. Nie do końca pasuje mi jakość wydruku rysunków. Nie mam problemu oczywiście z tym, że praca jest wydana cz-b (lineart, a miejscami skala szarości). Chodzi o kwestię techniczną, że nawet lineartowe grafiki były zapisane nie w trybie txt że tak powiem (czyli albo czerń, albo biel), czego efektem są kropeczki na liniach składających się na rysunek. Kurczę, po co ja to piszę w recenzji, to przecież raczej uwagi do redaktora technicznego (w dodatku ja nie jestem ekspertem technicznym, po prostu piszę co zauważyłem). No ale może ktoś będzie coś podobnego drukował, i zeskanuje rysunki jako tekst (czyli tylko czerń i biel, bez szarości), no i się ładnie linie wydrukują. Oczywiście w omawianej pracy są też miejsca, gdzie szarości są potrzebne (zdjęcia, czy całe przestrzenie np. w zadaniach dla czytelnika - tu nie ma problemu. Dodajmy, że właśnie na tych stronach z szarościami linie są bez zauważalnych kropek, są wydrukowane ślicznie - może to po prostu większe rozmiary rysunku?
Druga rzecz, która mi się nie podoba, to wtrącenia chrześcijańskie czy klerykalne. W takiej wersji z czystym sumieniem nie mogę bez zastrzeżeń polecać. No ale niestety taka była akcja i takim językiem ludzie się posługują, czyli taka jest rzeczywistość. Może kiedyś będzie lepiej.
Całość ogólnie prezentuje się super, jest milutko i fajnie, dowiedziałem się o tej pani (nawet pogooglowałem trochę, zaciekawiony). Albumik może świetnie promować Kłodzko i inne wymienione w tekście miejscowości. Pozytywnie też należy odebrać reklamy, czy też historyjki promujące sponsorów.
Łukasz Zilbert, Przygody Marianny Orańskiej, Wyd. Maria, Kłodzko 2012, str. 48.
wtorek, 9 listopada 2010
WHERE a series of events IN
Potem mamy to co lubię. Najpierw strona z trzydziestoma kwadratowymi kadrami, w każdym jakiś fragment przypominający czy to zbliżenia wydruków jakichś rysunków, architekturę czy nawet jakieś wydarzenia (może to wzbijające się w niebo odrzutowce? może to zwierzęta spacerujące po wsi?).
Kolejna strona to szereg małych kadrów w kształcie leżących prostokątów. w środku biel i czerń, fragmenty czegoś, intrygujące. No i dedykacja - bardzo miło! Następna strona pusta, i dopiero po niej jest strona tytułowa. Pozwolę sobie przepisać i opisać jak to wygląda:
W H E R E
a series of events
I N
Poniżej pięć pionowych prostokątów, razem tworzą mniej więcej kwadrat. w środku - jak zwykle, jakieś krajobrazy. Pod spodem na tejże stronie jest też podpis Autorki.
Strona następna: bazgroły. tu i na następnej dominuje forma trójkąta. Pisanie bezznaczeniowe, jakby skreślone, komputerowo wygenerowane szerokie maźnięcia pędzlem. ciekawe. Może to przekrój góry, nad którą unosi się wiatr, a na górze unoszą się niosące deszcz chmury?
Przeglądnę całość. Sekwencyjnie ładnie się to rozwija. Bogactwo, nasycenie, malarstwo. Strony ponumerowane są z boku kartek. Mamy strony z pojedynczymi dużymi kadrami, strony, gdzie jest kilka kadrów, zapełniających całość jak układanka, i strony, gdzie przeważa pustka, a kadry pojawiają się od jednego do kilku. Strona 58 (nienumerowana) to dla odmiany poezja, czyli słowa i kropki, ułożone w formie wydłużonego pionowego dymka komiksowego. Przeważa słowo "events", pojawiające się jak pamiętamy w tytule albumu.
Potem jest troszkę inaczej. Serie bardzo wielu cienkich prostokątnych kadrów komiksu abstrakcyjnego, czasem zajmujące całą stronę, czasem mamy też troszkę więcej pustki.
Pod koniec albumu przypomnienie akcentów początkowych, czyli znowu dziewięć skupionych na środku strony podłużnych prostokątów (odwołanie do strony, gdzie była dedykacja :) ), następnie dwie strony, na każdej po trzydzieści kwadratów, no i strona 69 sprzyjająca oczopląsom. Nie będę sprawdzał, czy to odwrócona strona z początku, czy po prostu podobne rozwiązanie - niech to pozostanie zagadką.
Jeszcze warto wspomnieć o okładce. Śliska i piękna, znowu kadry komiksowe z ładnie wkomponowanym tytułem. Malarstwo, komiks abstrakcyjny, róż, czerń, czerwień, biel. Na ostatniej stronie znowu motyw pięciu podłużnie ułożonych prostokątnych kadrów, tworzących w sumie kwadrat (znaczy między kadrami są przerwy), tutaj pojawia się również kolor żółty. Tak, to jest motyw ze strony 45, tylko że tam było czarno-białe (w środku książka jest czarno-biało-szara - ciekawe co było pierwsze, czy czarno-biały środek, czy kolorowa okładka).
Super się to czytało, przyjemna, pobudzająca i jednocześnie relaksująca lektura!
a przykłady tutaj:
http://rosaireappel.blogspot.com/2010/09/where-in-series-of-events.html
wtorek, 27 lipca 2010
eaQ Oor
Na okładce widzimy witraż przypominający Chagall'a (może Chagall robił witraże?), w środku najpierw kilka stron minimalistycznie - podany ponownie tytuł, pusta strona, tytuł, autor, wydawca i miejsce wydania (BlazeVOX [books], Bufallo, Nowy Jork), bardziej szczegółowe notki wydawnicze, i zaczyna się treść. A nie, jednak to nie treść. Litery "B" i "X", które wziąłem za wiersz, okazują się tylko wstępem (może to odniesienie do wydawcy, od "B"laze i VO"X"?), w każdym razie następna strona jest znowu pusta, podziękowania, pusta strona, i znowu podany tytuł książki (po czym jest kolejna pusta strona, no niech będzie).
wiersze zamieszczone w tomiku przypominają fragmenty słownika. Mamy kolejność alfabetyczną, hasła i ich opisy. Powtórzenia wytłuszczonych fragmentów. Wiersz otwierający tomik, hasło przewnodnie "Entrance examinations", to właśnie takie poczwórne zestawienie haseł dotyczących egzaminów wstępnych. Pojawiają się egzaminy wstępne w ogóle, potem egzaminy wstępne do koledży, potem wymagania egzaminacyjne i wymagania egzaminacyjne dla koledży i uniwersytetów. W każdym z opisów użycia poszczególnych haseł pojawia się przywołanie szerszego zagadnienia, "koledże i uniwersytety - egzaminy wstępne". Ciekawe, wyszedł wiersz dający do myślenia. Kiedyś sam pisałem wiersze przy użyciu słownika, czyli przepisywałem fragmenty słowników. Pojawia się w takim przypadku poziom meta (odnoszący się do odgadywania, o jaki słownik chodzi) oraz poziom poetycki, odnoszący się do konkretnego zagadnienia. W tym przypadku zacząłem zastanawiać się nad amerykańskimi uczelniami wyższymi. Część większego systemu, służba państwu i społeczeństwu? Rynek, selekcja, dyscyplina. Z drugiej strony wiersz ten jest jakby brutalnie wyrwany z jakiegoś kontekstu, czyta się go, jakby świat, którego dotyczy, nie był ważny, albo już nie istniał. Ale to dopiero pierwszy wiersz, potem będzie szok.
Przewracamy kartkę, a tu nagle zdjęcie łańcuchów i jakichś zabawek, kolaż złożony z jakichś fotografii z fragmentem czyjegoś wiersza o Joannie: "She messes up the/punchline of every joke.//Can tell a Burgundy/from a Bordeaux.//And her legs.../oh yes, Joanna's legs." (przez google znalazłem że to tekst z jakiejś reklamy http://tiny.pl/h7d9p, na stronie są też jakieś fragmenty tekstów znowu przypominających słownik czy przewodnik. Jednak prawdziwym szokiem jest następna strona. Czcionka, mimo że książeczka jest pięknie wydana, przypomina prymitywne ziny wydawane kilkanaście lat temu. Tekst jest o wierszu, albo sam jest wierszem, ale to nie treść jest ważna, tylko widok. Na stronie są też dwie kolumny poboczne, jedna jakby wzięta z przywoływanego już słownika czy informatora o studiach, druga zaś to fragment zdjęcia - jest na nim chyba fragment okna i jakieś rośliny.
Następna strona, dłonie osoby kserującej, wielowarstwowe bazgroły, przypominające starożytne świątynie albo rysunki ze szkolnego zeszytu robione na nudnej lekcji. Jedziemy dalej. Może najlepiej przytoczę tekst z następnej strony: rhyi e-not in [plokh] of lineated however altogether ragged prose turns further soi e words for any of apprent of reason" (z tym że nad literą "i" w "rhyi" i w "soi" nie ma kropki). Czujecie to? To się właśnie czyta jak Joice'a. W podlinkowanym tekście o Joannie Autorka tego tekstu o reklamach też przywoływała Joice'a. Nie chcę się w to zagłębiać, po prostu chłonę. Chociaż na marginesie dodam, że całość tego albumiku to nie jest łatwa lektura. Mamy tu eklektyzm, różne rzeczy wepchane pomiędzy grzeczne okładki (na tylnej okładce fragmenty pozytywnych recenzji przygotowywanego do druku tomiku, ale wróćmy do treści). Strony nie są numerowane, więc powiedzmy, że wracamy do kolejnego utworu. Mamy tu sporo czerni, fragment plakatu, i dwa fregmenty jakiejś reklamy czy zdjęcia telewizora z paskiem tekstu na dole. Następna strona - wyśrodkowane pary słów z niektórymi literami podkreślonymi pogrubieniem i kapitalikiem, czasem mamy też w nawiasie znaki (+) albo (x), np. gaiN (+) haiKu. ostatnia linijka to słowo "daglocks" (jakieś nazwisko?, nazwa broni?). Czyli ten wiersz to kolumna trochę przypominająca zbiory równań z liter, trochę przywodząca na myśl poezję składającą się z pojedynczych słów, tylko że zestawionych w jednym megawierszu.
Kolejne dwie strony to zabawa w "co jest na tym zdjęciu", dodatkowo mamy zapiski z cyframi i innymi obliczeniami z dziedziny, której nie jestem w stanie zidentyfikować. Co do zabawy, to stawiam na zabawy pikselami, fragment skały i instrukcję obsługi pralki, jest też coś o mikrofali, no i elementy kolażu m.in. z twarzami i samochodami...
Można by tak kontynuować, albumik jest urozmaicony, mamy printscreeny, poezję konkretną, rysunki z podanymi cenami, fotografie i kolaże, wiersze wykorzystujące różne teksty z indeksów bibliotecznych, bazgroły, mapy, nuty, a nawet skan legitymacji studenckiej Andy'ego. można by, ale chyba tyle wystarczy. Tomik robi burzę w mózgu, a jednocześnie jest spokojny i cywilizowany. Lektura przyjemna, zbiorek arcyciekawy.
a tutaj link.
piątek, 21 maja 2010
nogi na biurko, czyli delektowanie się bigosem
Książka Wojciecha Turyka nie jest diagnozą ani receptą, jest natomiast potężną inspiracją. Nie wiem, czy bigos jest daniem znanym w innych krajach, ale użycie w tytule sformułowania "polski bigos" jest moim zdaniem majstersztykiem. Poza tym cała książka jest napisana barwnie, w sposób autentyczny i ciekawy. Przeczytałem ją prawie jednym tchem, a podczas przerw w czytaniu myślałem o tym, żeby wrócić do lektury. Z zainteresowaniem zapoznawałem się z wątkami autobiograficznymi, niekiedy przypominającymi dobrą powieść. Twarda oprawa, przyjemny w dotyku papier, logiczny układ poszczególnych rozdziałów - to kolejne czynniki zachęcające do czytania.
Omawianej książce może być przypisana rola zachęcająca do dyskusji na wiele tematów, ogólnych i szczegółowych, o znaczeniu podstawowym i marginalnym. Umiejętność dyskutowania powinna być w miarę możliwości pielęgnowana i traktowana jako istotny element edukacji. Właśnie zawarte w książce uwagi dotyczące edukacji są jednymi z trafniejszych rozwiązań proponowanych przez Autora. Powinny być on przeczytane bardzo dokładnie. Niektóre pomysły wymagają dopracowania, niektóre trzeba odrzucić, ale niektóre mogły by być z powodzeniem wdrożone. Jak zauważa Autor, na edukację należy patrzeć całościowo, jako na system, i systemowo należy go ulepszać, jednakże poszczególne przykłady i sugestie mogły by być świetnym wprowadzeniem do dyskusji.
Dwukrotnie byłem w Stanach Zjednoczonych Ameryki, pierwszy pobyt wspominam źle, drugi dobrze, ale podczas obu czegoś się nauczyłem. Polska wiele mogłaby zyskać, wysyłając szerokie rzesze osób na edukację np. do Szwecji, Anglii, czy właśnie do USA. Dobrym rozwiązaniem jest w wielu przypadkach także zapraszanie do szkół różnych szczebli nauczycieli z takich krajów. Podczas studiów, na UMCS w Lublinie, uczęszczałem na zajęcia prowadzone przez wykładowcę amerykańskiego. Po odrzuceniu otoczki propagandowej, dało się bardzo wiele skorzystać z tych zajęć, i wiele zaobserwować. Poza konkretnymi informacjami ważna też była forma przekazywania poszczególnych treści - bardzo klarowna, obrazowa i w miarę nieformalna. Mimo, że wiele amerykańskich rozwiązań w zakresie edukacji jest uznawanych w Polsce za kontrowersyjne, to jednak plusy zdecydowanie przeważają nad minusami tamtego systemu, i wiele rzeczy powinno być umiejętnie przenoszonych na nasz grunt. Poza tym wiedza praktyczna o metodach nauczania stosowanych w USA może być elementem poszerzania horyzontów, i nawet jeśli niektóre rozwiązania nie będą stosowane, to świadomość ich istnienia może ulepszyć podejście do metod tradycyjnych.
Autor wielokrotnie porusza się wokół tematyki związanej z religią, czy bardziej z jej instytucjonalnymi przejawami. Nie dochodzi jednakże do kluczowego wniosku, że omawiane problemy wynikają z dominacji katolicyzmu. Moim zdaniem, spędzenie jakiegoś czasu w krajach takich jak Włochy czy nawet Francja prowadziło by do podobnych wniosków, a życie tam dostarczyło by wielu przykładów zepsucia w sferze polityki czy codziennych zachowań. Polska nie jest tu wyjątkiem, chociaż oczywiście ma swoją specyfikę, choćby w postaci tytułowego bigosu. I właśnie specyfika poszczególnych krajów łączyć się może z tym "jak źle tam jest". W krajach katolickich ludzie w większości nie są normalni, i nie należy się po nich spodziewać zachowań odpowiedzialnych czy uczciwych. Jednakże silne we Francji ruchy antyklerykalne umożliwiają uniknięcie np. wyłącznie ogłupiającej roli telewizji. Przywoływane w książce przykłady wspaniałej włoskiej architektury związane są z fermentem religijnym z czasów Odrodzenia. Pojawiające się w kilku fragmentach książki wrzucanie Polski do jednego worka z Ukrainą i z Rosją natomiast nie zbliża nas do właściwej oceny sytuacji poszczególnych krajów.
Wiele obserwacji zawartych w książce pozwala otworzyć oczy na otaczające nas problemy. Jednakże wiele proponowanych rozwiązań uważam za błędne czy za uproszczone. Dwie kwestie, czyli dotyczące możliwości reformy Kościoła katolickiego jak i nastawienia do lewicy, uważam za ujęte wręcz w sposób szkodliwy.
Niektóre informacje dotyczące Ameryki, mimo tego, że moja wiedza na jej temat jest dużo uboższa niż wiedza Autora, mogłem uznać za nieścisłe. Np. początki Stanów Zjednoczonych Ameryki wiążą się nie tylko z purytanizmem (chociaż jego rola jest w wielu kwestiach wielka, a dla gospodarki bardzo pozytywna), ale także z antyklerykalizmem. Napis o treści religijnej zaczął być umieszczany na banknotach dolarowych długo po powstaniu tej waluty, a wprowadzony został podstępnie i przy szeregu sprzeciwów. Sprawa wiz dla obywateli Polski w książce została przedstawiona jednostronnie, i jest tylko powielaniem amerykańskiej propagandy (to nie jest tak, że odsetek wniosków rozpatrzonych odmownie wynika tylko z prób jechania do Ameryki osób, które zamierzają tam pracować nielegalnie - należy pamiętać też o tym, że urzędnicy z ambasady USA mają nieformalne zalecenia odmawiania wydania wizy pewnej części osób, właśnie po to, aby ilość odmów nie obniżyła się do poziomu uprawniającego do znoszenia wiz wobec obywateli danego kraju). Nawet jeśli nie wszystkich te słowa przekonają, to należy je brać pod uwagę jako jeden z dopuszczalnych poglądów - a Autor wielokrotnie podkreśla znaczenie poszanowania różnych opinii i rolę szacunku dla współobywateli, mających różne opinie.
Stosunek Stanów Zjednoczonych Ameryki do Unii Europejskiej nie jest jednoznaczny. Autor tylko w pewnym stopniu wypowiedział się w temacie miejsca Polski w Europie. Nie jest to zarzut, gdyż nie o tym miała być ta książka, jednakże taki sposób opisu sprzyja działaniom amerykańskim osłabiającym jedność Unii. Właśnie Unia Europejska może być traktowana jako równorzędny partner Ameryki, zaś rolą Polski jest przede wszystkim jak najlepsze współdziałanie z innymi krajami unijnymi.
Wielkim dla mnie wyróżnieniem było przywołanie w książce cytatów mojej osoby. Kiedy pod mottem przywołanym nad jednym z rozdziałów przeczytałem moje nazwisko, byłem zaskoczony (najpierw przeczytałem myśl, pomyślałem "zgadzam się, ciekawe kto to powiedział"), a nawet poczułem się lekko skrępowany. Chociaż przyznaję, bardzo mi miło, chyba właśnie po to piszę - to znaczy nie po to, żeby być cytowanym, ale po to, żeby ktoś uznał moje słowa za na tyle trafne, żeby np. zechciał je umieścić jako motto przed swoim tekstem. Zapewne również w podobnych celach pisze Wojciech Turyk - żeby oddziaływać. Oczywiście Autor bigosu wie najlepiej, co chce ze swoim potencjałem zrobić. O ile nie będzie koncentrował się na destrukcji, tylko na działaniach pozytywnych, o ile będzie umiał słuchać argumentów, i wdrażać wartościowe rozwiązania w życie, to może wnieść do swojego otoczenia bardzo wiele. Czy uzna, że ta książka to spełnienie misji, czy wykorzysta swój autentyczny talent pisarski i będzie pisał kolejne dzieła, czy zajmie się działalnością społeczną, czy skoncentruje się na działaniach kulinarnych, albo jeszcze innych?
Wojciech Turyk: Jak ugotować polski bigos - refleksje Polaka ukształtowanego w USA, wydawnictwo Novae Res, Warszawa 2010, ss. 259.
niedziela, 17 stycznia 2010
xerolage 45 - d ww hy dddd EElio
dzieło jest zadedykowane głównemu bohaterowi utworu, Keithowi Elliotowi Adamsowi. 24 ponumerowane strony zapełniają się elementami colleagu, z charakterystycznym elementem wielokrotnego drukowania tekstu. czcionka przypominająca Courier New bold, albo jej lustrzane odbicie - w każdym razie litery mają jednakową szerokość, co stwarza nastrój technicznego uporządkowania.
niektóre kadry przypominają budową poetyckie utwory z epoki wiersza białego, są też motywy szachownicy, planu miasta, nut, kodu kreskowego, zdjęć ludzi, ich twarzy, czy też fragmentów twarzy (ust, oczu), jak również pikselowo uproszczone fotografie krajobrazów. czasem element fotograficzny przeważa, osią utworu jednak moim zdaniem jest wspomniany już motyw wiersza, traktowanego zaiste poemiksowo, jako centralny element kadru.
niektóre fragmenty czy śródtytuły da się odczytać, zaczerpnięte zostały zapewne z jakichś ogłoszeń, niektóre zaś z tekstów piosenek czy poezji miłosnej. równiez pojawia się motyw metatekstowy czy też autotematyczny, kiedy czytamy o collegau, o wierszu. słowo "wiersz" (poem) pojawia się tu zresztą wielokrotnie. poza tym wspomnianych jest wiele postaci, w jakiś sposób związanych z literaturą (Antygona, Edyp, T.S. Eliot - acha, Ziemia Jałowa. faktycznie, została przywołana we wstępie, zatem wspomniane teksty zaczerpnięte zostały z omówień tego poematu).
dotarłem do końca, na przedostatniej stronie okładki znajduje się zdjęcie Andy'ego, obok rysunków przypominających bohaterów kreskówek. jest też omówienie dorobku i działalności Andy'ego. sięgam na ostatnią stronę, tak jak myślałem, jest ISSN. czyli jest to czasopismo. omówienie tytułu xerolage 45 - kserografia, collage, wizualna i konkretna poezja. ciekawe. dzieło pozostawia szereg pytań. może tak miało być. w każdym razie jest super.
wracam na drugą stronę, podaję link: http://xexoxial.org.
wtorek, 6 października 2009
prod
zaczyna się od czerni. dużej ilości czerni. po spojrzeniu dłuższym jednak dostrzega się litery. próbuję czytać "Gevia", "namore"... litery nakładają się na siebie, jakby były drukowane kilka razy na tej samej kartce. całość przypomina też serię wydruków z zawirusowanego komputera albo grafikę stworzoną poprzez skanowanie szarych rysunków i napisów w ustawieniu tekstowym - na czerń i biel.
mamy tu solidną porcję poezji wizualnej. obóz koncentracyjny, kosmos, gra komputerowa, noc - skojarzeń wywoływanych kolejnymi stronami przychodzi mnóstwo. potem piksele zwiększają się i mamy koncert plastyki binarnej, serie czarnych i białych kwadracików, które jednak z pewnej odległości zaczynają przypominać twarze albo miejskie krajobrazy.
symetria, asymetria. kierunek z góry w dół i ciągi linii tekstu, który jednak bardziej się ogląda, niż czyta.
a potem robi się jaśniej, coraz jaśniej.
gdzieś na dole profile prostokątów układają się w szereg budynków, a ponad nimi unoszą się dymy. poezja, czujemy właśnie to, co czuliśmy czytając Romantyków.
po chwili zmiana - ciemność, tylko jakieś paintowe kształty, niby znaki nieskończoności albo dwie litery g, potem ósemka - czy to jednak człowiek? ale to było tylko przygotowanie. kolejne strony przynoszą szarość, serie wykresów, jakby drzewa ewolucji, wiersze (tekstów coraz więcej, nawet można by to deklamować), i te same wykresy w powiększeniu, z wydrapanymi słowami, jakby przekleństwami zawierającymi jednak nutę grzeczności. potem znowu czerń, tańczące plamy szarości, kształty dłoni, a nawet sylwetki ludzi z uniesionymi ramionami - jeden w geście radosnym, drugi przywiązany łańcuchem. grafika coraz bardziej urozmaicona, wiele różnych elementów tła i pierwszego planu, po czym nagle ciemność. książeczka się kończy, jest jeszcze tylko kilka białych stron.
kilka stron z albumu:
http://the-otolith.blogspot.com
blog Andy'ego Martricha:
http://otherinternents.blogspot.com
czasopismo mid)rib:
http://www.midribpoetry.com